poniedziałek, 30 marca 2015

      Uśmiech
                       

                        Kolejny cios, kolejna ofiara.




Rozdział 1.
Żaluzje były zasunięte. Promyki światła przedzierały się przez ciężkie powietrze i unoszący się kurz. Niby dzień, a w Sali wyglądało wszystko, jak gdyby był już wieczór. Na łóżku leżała dziewczyna, zaczęła się budzić. Mająca kilka plastrów, widoczne zadrapania i siniaki, spokojna jak gdyby nigdy nic, mimo iż została niedawno przywieziona i opatrzona w czasie śpiączki. Obok niej siedziała na krześle kobieta. Miała na sobie biały fartuch. W sali były tylko one. Nastolatka przekręciła głowę w lewą stronę. Spojrzała na nią wzrokiem pełnym żalu.
-Jesteś w szpitalu. Nazywam się Anna i jestem psychiatrą. Słyszałam, że skoczyłaś z czwartego piętra. Czemu to zrobiłaś? – spytała kobieta, przekładając jedną nogę na drugą.
-Matko.. – dziewczyna zasłoniła ręką oczy, i z ironicznym uśmiechem kontynuowała – Heh… czemu nie mogłam skoczyć z wyższego piętra?
-Powinnaś cenić życie. Bóg ci je dał, więc doceń to.
-Nie wie pani, jak bardzo się starałam..I tego właśnie nie cierpię… Ludzie nie wiedzą, jak się czuję, co robię, czy w ogóle próbuję coś zrobić, i tak po prostu mówią za mnie. Nie zważają na to, że może to dla mnie jest wysiłkiem, to dla nich może być zwyczajną sprawą, ale dla mnie..dla mnie może być nieosiągalne..bycie szczęśliwym.
-Co cię do tego zmusiło?
-Zmusiło? Chciałam zasnąć,  już się nie obudzić. Uciec, uciec jak najdalej. Zniknąć. Zniknąć na zawsze.
-Czyżbyś miała depresję..?
-Zdaje sobie pani sprawę, że ratując mnie, zmusza mnie pani do ponownego skoku? Terapie mogą być nieskuteczne. Może moje poglądy na świat mogą się zmienić, ale nie ja. A to właśnie ja tego dokonałam..i pewnie dokonywać będę. Aż do skutku. Ale..z jednej strony, jestem w pewien sposób zadowolona.. że ktoś mnie uratował. Tylko teraz, co zrobię dalej?
-Co dalej? Będziesz się leczyła. Pod moim okiem - podkreśliła
-Naprawdę pani współczuję.. tak bardzo pani współczuję, że trafiła pani na kogoś takiego, jak ja.
-Czemu tak sądzisz? –Anna poczuła się poirytowana.
-Jestem potworem –uśmiechnęła się z błyskiem w oku.

Rozdział 2.
Zszywanie ran.
-Powiedziała coś? –spytała pielęgniarki Anna
-Niestety, nic nie mówiła. Chociaż..nie chciała zdradzić swego imienia, pozwoliła nam mówić do niej.. Fuki.
-Fuki? Co to za imię..? Jejku, będzie z nią trochę roboty.. W każdym razie, gdy znajdziecie o niej jakieś dane, powiadomcie mnie natychmiast – po czym szybko odeszła.
Tymczasem na sali, operujący próbował coś wyciągnąć z dziewczyny.
-Czemu nie chcesz nic powiedzieć?
-Bo tak jest łatwiej, nieprawdaż? – uśmiechnęła się ciepło
-Łatwiej? Chcesz powiedzieć, że łatwiej jest być anonimowym?
-Że łatwiej jest.. być wtedy wolnym.

Policja szukała informacji o nastolatce. Wiedzieli tylko ile ma lat. Pytali się przechodni, pokazując jej zdjęcia w dłoniach. Gdy zszywanie dobiegło końca, nadszedł czas na pierwszą terapię. Anna zadała jej kilka pytań, a na większość z nich odpowiedzią było milczenie.

-Lekarz powiedział mi, że wspomniałaś coś o wolności. Czujesz się zamknięta? Nie możesz robić tego, czego byś chciała?
-Jak ktoś robi coś, na co nie ma ochoty, nie jest już wolnym, hm? A niech spojrzy pani na.. temat szkoły. Uczniowie musza odrabiać lekcje i się uczyć, a nikt nie mówi o nich jak o więźniach. Jedyne co słyszymy to ,,macie obowiązki”. To ma być wolność?
-Proszę, powiedz mi coś o sobie więcej. Jeśli nie udzielisz mi niezbędnych informacji, nie będę mogła ci pomóc.
-Nikt nie jest w stanie mi pomóc.. muszę radzić sobie sama, w końcu jestem odpowiedzialna – uśmiechnęła się lekko.
Siedziały kilka dobrych minut w milczeniu. Obie były uparte, lecz nie chodziło tu o to, kto dłużenie będzie nic mówił. Fuki starała się poukładać sobie myśli, nie wiedziała od czego zacząć. A w pewnym momencie..
-Gdy byłam mała, zawsze wszyscy przede mną uciekali.
Jak głupia ganiałam za nimi z łzami w oczach. Nie dawałam za wygraną, kiedyś musiałam w końcu ich dogonić. Krzyczałam, wołałam ich. Ale za każdym razem..  słyszałam tylko śmiechy. Bawili się mną. Jednak tak było tylko wtedy, gdy uciekali. Gdy miałam ich przy sobie, mówiłam co myślę, lubiłam dokuczać innym. Podobało mi się, gdy ktoś płakał. Uwielbiałam patrzeć jak cierpią! A teraz.. teraz ja cierpię. Stałam się swoją ofiarą, broń zaatakowała właściciela.. Wtedy za nimi ganiałam, ale teraz… teraz tylko im macham –uśmiechnęła się z łzami w oczach – Już mnie nie obchodzą. Mam ich gdzieś. Ważna jestem tylko ja. Dobrze jest mi samej, ale czasami.. czasami czegoś mi brakuje. Taka silna pustka mnie ogarnia. Wariuję! Nie potrafię jej niczym zapełnić, nawet Bóg mi nie pomaga. Zawsze byłam sama, jestem nadal i jest mi z tym naprawdę bardzo, bardzo cholernie dobrze! Ale coraz częściej.. zaczynam pękać. Nie daję rady, chcę jak najszybciej zniknąć..
-Aż tak Cię wszystko przytłacza?
-Tak cholernie bardzo! Na prawdę bardzo! – wybuchła płaczem - Niech mnie pani stąd zabierze, nie chcę tu być, nie chcę być na tym głupim świecie! Czy proszę o tak wiele? Bóg mi nie pomógł, więc niech chociaż pani..!
Anna wpatrywała się w trzęsące się ciało nastolatki na skraju wytrzymałości. Przyglądała się w milczeniu ze skupioną uwagą. Wstała i poprosiła pielęgniarki o podanie pacjentce środków nasennych. Zapisała coś w swoich papierach i wróciła do swojego gabinetu. Rozmyślała, planowała kolejne etapy leczenia. Przerażała ją myśl, jakie mogły być jeszcze inne powody zaawansowanej depresji – bo taką postawiła diagnozę.


Rozdział 3.
Nastolatka kroczyła gdzieś szybkim i pewnym krokiem. Uśmiechała się do każdego, pomagała w razie potrzeby. Była bardzo uprzejma i.. roześmiana. A może po prostu.. była silna? Zdiagnozowano u niej zaawansowaną depresję, oraz oznaki nadchodzącej nerwicy.
Zbliżyła się do drzwi, na których widniała plakietka ,,Psychiatra - Anna K.” Lekko zapukała, otworzyła drzwi, i zasiadła na krześle naprzeciwko biurka, powiedziawszy z zadowoloną miną ,,Dzień dobry!”. Odruchowo kobieta odpowiedziała, lecz gdy spojrzała kto przyszedł, nie wiedziała jak ma się zachować. Spojrzała lekko zszokowana spod swych okularów, odkładając papiery.
-Czy.. coś się stało?
-Nie. Nic a nic. – odpowiedziała z zadowoleniem nastolatka – Jestem gotowa!
Gotowa? Czyżby.. chciała się zwierzyć?
-To co mówiłam pani wcześniej.. to była pestka. Ale.. spróbuję od początku. – wzięła głęboki oddech – Gdy byłam mała, tak jak mówiłam, nikt za mną nie przepadał. Właściwie to byłam ofiarą. Wszyscy się ze mnie śmieli, brali za zabawkę, przedmiot zbiorowych żartów. Nic mi nie dawali, więc ja również odpłacałam się tym samym. Szydziłam nimi. Robiłam to samo, co oni. Śmiałam się z nich tak jak oni ze mnie, dokuczałam im tak samo jak oni mi. I choć źle robiłam, nie wie pani jaka to była radość! Radość.. gdy widzi się czyjś ból – spojrzała w sufit, a po jej policzku spłynęła łza – Sąsiadki, siostra, nawet od babci słyszałam, że ,,lepiej by było gdybym nie istniała, gdybym w ogóle się nie urodziła”. Nic z tego nie robiłam, bo nie wsłuchiwałam się w te słowa. Wiedziałam, że chcą mi po prostu tylko dopiec, ale gdy teraz o nich myślę, to czuję.. że jednak je rozumiem – śmiała się, a za razem płakała – Zerówka była dla mnie niesamowitym piekłem! Ale chodziłam do niej, robiłam co trzeba, bo musiałam. Nie mogłam pokazywać tego co czuję. Nie mogłam. Inaczej by mi się dostało. Aah! To dlatego zbytnio nie udzielam się społecznie! To mi nadal zostało! – po chwili namyślenia kontynuowała dalej – Odkąd pamiętam, byłam ignorowana. Ludzie mnie nie zauważali, żyłam w zupełnie innym świetle. A może tego światła w ogóle nie miałam, nie wiem.. A wracając do kwestii domu, tata był gotowy do wszystkiego. Potrafił bić czym popadnie, a matka tylko się przyglądała, jej wzrok  mówił potajemnie ,,masz za swoje”. Jakież to komiczne.. a niby rodzicie zrobią wszystko dla swych dzieci.. Rzeczywiście wszystko, nawet zabić ich potrafią – śmiała się.
Nagle coś jej przerwało. Anna zasłoniła twarz rękoma, zanosiła się od płaczu.
-Ee? Dlaczego pani płacze? Coś się stało? To nie pani przecież..
-Wybacz mi! Ja.. mogę tylko słuchać, nie potrafię wymazać pamięci.. Nie wiem nawet, co mogłabym powiedzieć, mimo mojego zawodu, zawsze w środku się z tym wojuję. Nie potrafię sobie tego wszystkiego wyobrazić. Tak bardzo ci współczuję..
-Ależ niech się pani tym nie martwi, to nic! To naprawdę nic takiego! Nic takiego! – policzki dziewczyny były zalewane rzęsistymi łzami, wstała i poklepała przyjaźnie kobietę po ramieniu.

                 Ł z y   z o s t a ł y   p o ł ą c z o n e

Rozdział 4.
Od momentu zwierzeń nastolatki, jej relacje znacznie się poprawiły z Anną. Uczęszczała na terapie, a nawet pragnęła ich więcej. Chciała, by ktoś jej pomógł. W końcu czuła się szczęśliwa. Pewnego dnia, do szpitala przyszła policja w sprawie Fuki. Było to jeszcze kilka dni wcześniej, może tydzień. Znali jej prawdziwe imię i nazwisko, lecz psychiatra zadecydował, by pozostało to tylko w kartach. Mieli się zachowywać jak gdyby nigdy nic, gdyż wiadome było, iż dziewczyna mogłaby czuć się zagrożona. Pewnego dnia, kobieta w czasie rozmowy zadała pytanie piętnastolatce:
-Czemu akurat Fuki? To jakieś japońskie imię?
-To skrót. Skrót od ,,sowa” –powiedziała z szerokim uśmiechem
-No dobrze, a czemu sowa?
-Bo gdy sowa lata, to jej nie słychać. Nie słychać, jak trzepocą jej skrzydła. Tak jest również i ze mną. Nie słychać mnie, ani nie widać w życiu innych – uśmiechała się nadal.
-Jesteś bardzo twarda! Mówić wszystko z tak pełnym uśmiechem..
-W końcu jestem inna, odmienna, nadzwyczajna!
Po 3 tygodniach nadszedł czas pożegnania. Rodzina została poinformowana o wypadku tuż po odnalezieniu o nich informacji. Proszono ich o nieodwiedzanie córki, chociaż właściwie błagać nie trzeba było - nie interesowało ich to. Psychiatra stał, i wpatrywał się zza rogu, jak Fuki bawi się z tamtejszymi dziećmi. Radość, uśmiech, wywołane głębokim bólem. To był niesamowity obraz. Po wypadku dziewczyna była nieźle osłabiona, wykorzystywała swe resztki sił na  ‘’zwyczajny’’ uśmiech. Nawet teraz, gdy jest pełna energii, jej twarz ma wyraz zmęczenia, wycieńczenia. Zauważyła Annę, po czym podbiegła do niej. Kobieta, widząc jej radość, postanowiła powiedzieć jej pewną, ważną rzecz później, choć miała zamiar zrobić to teraz. Po godzinie ruszyła do sali swej pacjentki.
-Chodź za mną – machnęła do niej ręką, po czym szybko zniknęła z oczu. Dziewczyna ruszyła za nią, podążając za zauważonymi w ostatniej chwili fragmentami fartuchu, znikającymi za progami ścian, aż w końcu drzwi. Na środku sali byli zebrani wszyscy doktorzy i pielęgniarki, którzy się nią zajmowali. Nastolatka zrozumiała, że przyszedł czas, który może wszystko rozsypać, zniszczyć.


            Wszystko.



-Chyba już czas wracać, Elizo – powiedziała lekko  uśmiechnięta Anna
-C-co.. ale to już? – spytała zdruzgotana. Jej dłonie zaczęły się trząść niczym starej babci, zasłoniła swą twarz, pozostawiając na widoku tylko oczy – To już koniec?
Po chwili je zamknęła, wzięła głęboki oddech. Na jej twarzy znów pojawiła się obronna maska pojawiająca się u DDA - ,,zmęczony uśmiech”.
-W porządku! – powiedziała roześmiana.

  W jej ciele został włączony tryb walki.

Od początku wiedziała, iż jej tożsamość została odkryta. Ona sama chciała o tym zapomnieć, tak jak i inni starali się to zrobić. Wróciła do domu. Wróciła do kontynuowania walki. Minęły 3 miesiące..

I blade stopy pojawiły się na górze.
Blade, nagie, delikatne.
Rzuciły się w przestrzeń, leciały w dół.
I biel, została skażona krwią.
Jedenaście pięter bólu skażonych czerwienią.
I padły plamy, i padło ciało.
I padło życie, i wpadła śmierć.

Tak właśnie dziewczyna, zabiła się.