****
Kiedyś nie
pomyślałabym,że stanę się taką osobą,jaką jestem teraz.Świat wita mnie w
czarno-białych barwach.Właściwie to nie ma tu nawet miejsca dla bieli.Jest
tylko czerń i zbyteczna szarość,by wszystko się nie zlewało w jedną plamę.W
dzieciństwie nie potrafiłam działać w grupie.Ludzie zawsze mnie porzucali,w towarzystwie się ze mnie wyśmiewali,ale ja byłam twarda.Zawsze byłam przeciwko
nim.Może i bolały ich moje słowa,ale nie obchodziło mnie to.Ważne było dla mnie
własne dobro.Nie potrafiłam płakać.Bawiłam się sama z sobą,rozmawiałam
z samą sobą,cieszyłam się samą sobą.Mimo,że wszyscy mnie nienawidzili,byłam wpatrzona w jedną
osobę.Naprawdę bardzo uroczą osobę.Mimo,że i ona również…widziała we mnie
demona.Wszyscy brali mnie za potwora,więc nim się stałam.
Gdy zaczęłam
dorastać,kolory świata powoli zaczęły blaknąć.Wszędzie widziałam tylko
szczęśliwych ludzi,śmiejących się,obejmujących nawzajem.Zaczęło mnie to
wszystko denerwować,te ich uśmiechy,radość,kwiatuszki fruwające obok ich
szczęścia..Może dlatego,że sama nie potrafiłam tego dosięgnąć.
Dorastanie
zaczęło tworzyć w głowie nowe myśli.Samotność dawała się we znaki.Choć nie
przeszkadzało mi to,że nigdy z nikim nie wychodziłam z domu,nikt nie stawał za
mną w obronie,nikt ze mną nie rozmawiał,nikt mnie nie zauważał.I wtedy tak
nagle…zachciało mi się zmiany.Również chciałam nabyć przyjemne
wspomnienia.Również chciałam się śmiać razem z innymi.I gdy zaczęłam powoli
wybijać się w górę,pojawiły się nowe osoby na mej drodze.W mym otoczeniu zaszły
całkowite zmiany.Znowu zostałam porzucona.Zagłębiałam się w internecie.Szukałam
czegoś nowego,przyjemnego.Zaczęłam oglądać nałogowo różne filmy animowane,żyłam
w świecie fantazji.To było naprawdę kojące uczucie.Lecz wtedy nagle..pojawiła
się chęć przeżycia tego wszystkiego na własnej skórze.Mój umysł zmienił się o
180 stopni.Już nic mnie nie obchodziło.Odpuściłam sobie.Byłam miła dla ludzi,odwzajemniałam
ich pozorną fałszywość.Zawsze siedziałam cicho,wszyscy byli według mnie niczego nie
warci,bezduszni,puści i głupi.Nie obchodzili mnie.Nadal.
I tak
właśnie stałam się bezbarwna.Nigdy nie wyrażałam własnego zdania bez konieczności,nie
chciałam nikomu się narzucać,ani z nikim mieć do czynienia.Oni wszyscy tylko
mnie ranili,podcinali skrzydła szczęścia.
Szczęścia?
Czym właściwie jest
szczęście?
Zawsze marzyłam o dobrym przyjacielu,o normalnym przyjacielu,o kim kol
wiek,bym miała z kim porozmawiać,podzielić się mymi myślami,problemami,ciężarami życia codziennego.Ale..nikt mnie nie rozumiał.Praktycznie nikt mnie nie
zauważał.Wszyscy odkąd pamiętam nazywali mnie dziwakiem.Będąc dzieckiem wszyscy
zawsze przede mną uciekali,mówiono mi nawet ,,lepiej by
było,gdybyś w ogóle się nie urodziła!”czy też ,,istniała”.A ja im
dogadywałam.Cieszyłam się z ich cierpienia.Chciałam,by poczuli się tak jak
ja,sprawiedliwość przede wszystkim.I dopiero niedawno zrozumiałam,że tu nie
chodziło o zadawanie bólu innym.Po prostu dokuczałam im,bo wtedy mnie
zauważali,chociażby na kilka najdłuższych sekund w moim życiu.
A teraz jestem
bezbarwna.
Nie widoczna,bez jakich kol wiek uczuć.
I tak właśnie,ludzie odebrali
mi moją duszę.
Mój własny kolor,moje uczucia.
Moje życie.
I nadal nic się nie zmieniło.