Kiedyś przed domem(a przynajmniej budynkiem w którym mieszkam),w lesie było oklapłe drzewo.Często z sąsiadami braliśmy długi kij od pana mieszkającego obok nas.Wbiliśmy w niego dwa gwoździe,jeden był wygięty,i zaciągaliśmy nim gałąź do dołu.Łapaliśmy się rękoma i podskakiwaliśmy,a gałąź porywała nas do góry i w dół.Ja wtedy byłam najmniejsza i mnie porywało najwyżej,jak pamiętam,było to na sporą wysokość,a nawet dosięgałam czubka małego drzewa,a nawet wyżej.Również siadałyśmy na nią(pojedynczo oczywiście),a dziewczyny rozbujały ją w przód i w tył,szybko uciekając.Gałąź przez dłuższy czas bujała mną w przód i w tył na sporej wysokości.To była niesamowita frajda!Niestety,pewnego dnia sąsiadka kazała drzewo obciąć(czyżby nie lubiła cieszących się dzieci tą gałęzią?),no i już tego drzewa nie ma.Zawsze gdy widzę pień po tym drzewie,wszystko wraca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz