wtorek, 26 sierpnia 2014

                                          ,,Kolor Duszy"


Prolog.
Świat żywych podobny do świata zmarłych.Tylko my wiemy,jak to wygląda.Nasze dusze są przezroczyste,a jednak można je zobaczyć,a nawet mamy własne kolory.Ludzie umierają,i tak rozpoznają,który kolor jest im przeznaczony.
-Chcę zginąć…
-Nie możesz!To bardo źle popełniać samobójstwo,chcesz cierpieć potem cały czas?
-W takim razie chcę zniknąć…zniknąć na wieki…



Rozdział 1.
Cześć!Jestem Aniela.Zabito mnie,gdy miałam 15 lat.Mój zabójca był szybki i przebiegły,a przede wszystkim starszy.Liczył 36 lat.Nie znał mnie,a widział mnie pierwszy raz,gdy zabijał.
Szłam do domu.Nie spodziewałam się tego.Mieszkałam na odludziu,więc trudno było kogoś spotkać.Co mnie bardzo cieszyło,gdyż byłam samotnikiem.Nie rozumiałam ludzi,a przede wszystkim ich uczuć.Byłam inna.Mówiono na mnie ,,potwór”,więc się nim stałam.I tak idąc,na ulicy po lewej stronie zobaczyłam mężczyznę,który trzymał mocno małą dziewczynkę.Wyglądało to tak,jakby ją dusił.Ona płakała,wyrywała się,ale to na nic.Miała tylko 6 lat.Widząc to,krzyknęłam ,,ZOSTAW JĄ!!!”,po czym przyłożyłam mu z pięści.Zaczęłam go szczypać,bić na wszystkie sposoby,by w końcu puścił dziewczynkę.Jego uścisk stracił na mocy,wyrwałam z jego objęć 6-latkę.,,Uciekaj!”krzyknęłam do niej.Zrobiła to nie odwracając się.Uratowałam ją.Ale zrozumiałam wtedy,że to ja stałam się jego ofiarą.Uderzył mnie kijem w głowę,przytłumiło mnie.Złapał mnie pod rękę,i podbiegł do najbliższego domu.Była to pewnego rodzaju rudera.Był to chyba jego dom.Rzucił mnie o ziemię.Wziął do ręki duży nóż,taki z reklam o jedzeniu.Chciałam uciekać,jednak opuściły mnie iły,wszystko było rozmazane w moich oczach.Zapalił ogień w kuchence,jednak nie wyglądało na to,by chciał zagrzać wodę.Przyłożył nóż do ognia.Tak myślałam,chciał go rozpalić,by rany bardziej bolały.Odwrócił mnie na brzuch,usiadł na plecy,i zaczął ciąć mi ciało.Robił wielkie i głębokie rany.Krzyczałam najgłośniej jak mogłam,a mimo to,nikt mi nie pomógł.Kroił mnie razem z moimi ubraniami.W pewnym momencie udało mi się go zrzucić z pleców,niestety,tak mi się tylko zdawało,on tylko się przechylił.Przewróciłby się,gdyby nie podparł się ręką o podłogę.Wziął do ręki kabel,raził mnie prądem,a potem siekierę,którą później mnie częstował.Śmiał się.Tak głośno się śmiał,mimo że ja ta głośno płakałam.Nie pamiętałam już,kiedy ostatnio ktoś wywołał u mnie łzy.Zawsze byłam twarda…byłam.Gdy już przypominałam sałatkę,zebrał mnie do kupy,po czym przełożył do worka,a tego zaś do pomieszczenia bardzo małego i ciasnego….Do pieca.Zaczęłam się palić.Wszystko się we mnie roztapiało.Płonęłam.




Rozdział 2.
Po tym wszystkim trafiłam do dziwnego świata.Wyglądało to jak nasza Ziemia,jednak wszędzie wszystko było jaśniejsze,wszędzie kwitły drzewa.Pomiędzy mną chodziły różne dusze,przypominające ludzi.Zjawy te miały różne kolory.Dusze dorosłe i małe…było jak za prawdziwego życia.Nie wiedziałam co się dzieje.Jakbym stała na środku ulicy,a mimo to nikt nie zwracał na mnie uwagi,każdy szedł w swoją stronę.Zza tłumu wyszła pewna dziewczynka.Przywitała się ze mną z pełnym uśmiechem,miała na imię Lina.Zaczęła mi opowiadać o tym miejscu.Podobno zwało się Niebem.Wszędzie był pięknie i ładnie,nie porównując do tego dzisiejszego lata.Gdy spytałam się,dlaczego każda dusza mi inny kolor,a niektóre taki sam,powiedziała,że sama to zauważę.Moja natura pozwoliła przyjąć mi to do świadomości,i nie musiałam jej męczyć z tym pytaniem.Jak za czasów życia.Poznałam pewną dziewczynę,Angelikę.Była pomarańczowo żółta,taka mieszana pomarańcz.Została spalona.Rozmawiałam również z Elizą,była fioletowo-szara-poraził ją prąd.Kortnej będąca zieloną-spadła z klifu.Niebieska Luiza-utopiła się.Starzy dziadkowie byli przeważnie szarzy.Pani Anchelika była również szara,zmarła ze starości.Czemu mają różne kolory?Jakieś losowanie?Spotkałam jeszcze dwie zielone dusze,kobiety mające po 26-27 lat.Jedna zmarła pod kołami samochodu,druga zaś została zrzucona z budynku.Tutaj ludzie nie pytali,co u Ciebie słychać,było tylko ,,Hej,jak zginęłaś?”.Tylko to.Spotkałam również malutką dziewczynkę,była pomarańczowa.Została spalona.A jaki mył mój kolor?Cóż…był dziwny.Mieścił czerwień,pomarańcz,fiolet…byłam tak dziwna,wszyscy oprócz bycia miłym,patrzyli się na mnie tak jak na Ziemi.Jak na odludka,czułam się potwornie.Zaczęłam myśleć o tych kolorach,przeważnie ludzie pomarańczowi zostali spaleni,właściwie to każdy pomarańczowy kogo spotkałam.Czyżby…?Zaczęłam biegać jak głupia,pytać się każdego napotkanego.Moje przepuszczenia…były faktem.Sposób zgonu miał udział w kolorze,to nie była żadna loteria…Dusze czerwone zginęły po przez jakieś powikłania z krwią,krwotok,zakażenie…Pomarańczowi zostali spaleni.Żółci zakażeni toksynami,zieloni zmarli przez wypadki powiązane z naturą,niebiescy przez utonięcie,fioletowi przez kopnięcie prądem,szarzy przez starość.Tylko nieliczni byli mieszani.A ja…byłam dołączona do nich.Ma śmierć była spowodowana po przez katowanie,rażeniem prądem i spalenie.To wszystko wyjaśniało…




Rozdział 3.
Jak gdyby patrzeć na to z innej strony…może w życiu kolory również mają znaczenie.To jaki lubimy,jak się ubieramy,na co lubimy patrzeć…wszystko ma pewne znaczenie.Tak jak data urodzenia,czy to co robimy.Wszystko…tak musiało być.A ja,musiałam umrzeć.W końcu przestałam się tym zamyślać,zaczęłam się bawić.Szkoła była tylko dla chętnych,ale i tak chodziłam tam z przyjaciółkami,które nareszcie znalazłam!Było tu tyle agencji,wszyscy byli mili,może niektórzy nie,ale w głębi byli to dobrzy ludzie.Już jako 15-latka mogłam mieć jakąś karierę!Wszystko było możliwe!Ale mimo to…nie dawało mi coś spokoju…Mój morderca.Chciałam mu odpłacić to co zrobił,mimo obecnego mego szczęścia,chciałam odpłacić za ból,który mi zadał.Było to gorsze niż cokolwiek.Mówienie ,,Umieram!”,gdy się zmęczymy,nie ma nic wspólnego z tym odczuciem!Ból ten jest nie do zniesienia!Jakby wszystkie tkanki,komórki,kości,chrząstki,żyły…wszystko było ciachane,palone,rażone…Śmierć to straszna rzecz…lecz tylko te niektóre ,,śmierci”.Ludzie zabijający się po przez tabletki i sen nic nie czują!A z resztą…przecież tego nie wiem…może oni…również czują taki ból,może nie taki sam,ale…może czują,jak dusza się wyrywa z ciała…może ich też boli!Czego bym nie robiłam,myślałam jak się zemścić.Myślałam o dziewczynce,którą uratowałam.Co robi,jak się czuje,czy komuś o tym powiedziała…może ona by go pomściła,chociażby samym wskazaniem go palcem,powiedzeniu o tym co się stało.Tak bardzo chciałam by cierpiał,ale zaraz…jeżeli ja chcę by cierpiał…nie jestem w pełni dobrym człowiekiem!A w Niebie…są sami dobrzy ludzie!To nie jest niebo…ale i nie piekło…ja jestem w…Czyśćcu.




Rozdział 4.
Lina zabrała mnie do pewnego miejsca mówiąc,iż chce mi coś pokazać.Było to pewne miejsce pod drzewem,bardzo wysoko,było widać stamtąd niemal że wszystko!Było przepięknie!Lina poszła na chwilę coś zobaczyć,ja zostałam.Nagle pojawiła się pewna dusza,wyglądała tak inaczej…Miała czerwoną pelerynę,lecz nie wiedziałam jaki kolor ma dusza,jasność tej duszy mnie oślepiła.Wręczono mi list.I dusza ta zniknęła.Pisało  nim o jakimś zorganizowanym spotkaniu,to było zaproszenie na nie.Na drugi dzień ruszyłam tam gdzie trzeba,było to na wzgórzu.Nie wiedziałam o co chodzi.Nagle…zobaczyłam coś dziwnego…zaczęły pojawiać się przede mną dusze.Dusze dziewczyn,wszystkie były czerwono-pomarańczowe.Było ich 9.Najstarsza była w moim wieku,zaś najmłodsza,miała 6 lat.Wszystkie wyglądały na szczęśliwe,jakby zobaczyły kogoś z rodziny.A patrzyły tylko na mnie.Jedna krzyknęła do mnie ,,Witaj!”,po czym do mnie podbiegła,chwyciła mnie za rękę.
-Nie jesteś sama!
Nie wiedziałam co odpowiedzieć…
-Nie mniej do niego nienawiści,to tylko źle wpłynie na Ciebie.My już mu odpuściłyśmy.-powiedziała z szerokim uśmiechem.
Czyli…one wszystkie…my wszystkie…miałyśmy tego samego mordercę!Zabił 10 nastolatek,10…dzieci. Pięcio-latka podbiegła do mnie,wszystkie do mnie podbiegły,przytuliły mnie.I wtedy zrozumiałam,że dopiero teraz,gdy nienawiść mnie opuściła,ruszyłam w stronę Nieba.Ruszyłam za szczęściem.

.
.
.
.
.
.
.
.

Myślałam,jakby to było,gdybym nadal żyła.Chciałam tam wrócić,wszystkim powiedzieć co się stało,jednak nie mogłam.A może to i lepiej…Pamiętaj!Nie ważne jakbyś chciała zginąć,później niczego nie cofniesz.Wszyscy myślimy,że pewno jest tam lepiej,a co,jeśli gorzej?Żyjmy jak najdłużej! J ;) 

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 9.

Każdy dzień wygląda tak samo.Każdego dnia,potrzebujemy pomocy.Każdy ma inne problemy,a jednak wszyscy je porównują.To jest takie…nie fair.Bardzo nie fair!Niektórzy stracą rodzinę-żyją dalej,inni zaś usłyszą ,,Nienawidzę Cię”-i już się tną.Czemu?Czemu każdy ma inną psychikę?Mimo,że wszyscy jesteśmy inni,to jednak kary w sądzie są zawsze takie same,na tych samych podstawach,tak samo sprawy przeprowadzane.To co się powtarza,zawsze może stać się nudne.-rozmyślała Niela.-Jak to możliwe,że jest tak wielu różnych ludzi?Ileż to sposobów…Że też Bóg ma taką wyobraźnię…żeby każdy był inny…No tak,najlepiej stworzyć tylko dwóch ludzi,i im wszystko zostawić do roboty!-pomyślała o Adamie i Ewie-Co zrobić…by być szczęśliwym?...
-Przytulić mnie!
-Hmm?-spojrzała do tyłu.
-Przytulić mnie!
-Oo,ahah!-zaśmiała się Niela,która właśnie ujrzała za swymi plecami dziewczynkę-Amelię.Aniela znajdowała się teraz w przedszkolu,pomagała paniom w opiekowaniu się dziećmi,choć były ferie,zawsze coś się przyda do skarbonki,i do przyjemności!Przecież Aniela uwielbiała spędzać czas wolny w towarzystwie,a przynajmniej lubiła przebywać po za swym mieszkaniem,po za samotnością.Dziewczynka przytuliła się do nastolatki.Mimo,że miała zaledwie 5 lat,mówiła bardzo czysto.
-Zawsze mnie przytulić!
Właściwie one obie były bardzo do siebie podobne.Obie mało mówiły,obie nie były takie energiczne,obie…one obie…były samotne.Może dla tego tak świetnie się porozumiewały,nawet bez słów.
Jest już popołudniu.Niela zbiera się właśnie do domu.
-Do widzenia!
-Do widzenia Nielu!-odpowiedziały panie opiekunki.
Mimo tego,iż opadów ostatnio nie było,na ulicach było pełno kałuż,gdzieniegdzie leżał nawet śnieg.Był luty,właściwie to jego początek.Więc to nic dziwnego.Na ulicy krzątało się sporo ludzi.
-Heh!-zaśmiała się Niela-Niby na starość człowiek jest słaby,a na mieście więcej babek niż młodzieży!-pomyślała.
-NIEEEE!!!JAAAACUUUUŚŚŚ!!!-rozległ się okropny krzyk.
Wszystko dookoła ucichło,tylko pisk…tylko było słychać pisk.
-Pisk opon-pomyślała Niela,po czym zaczęła się szybko rozglądać.-Dziecko!Na skrzyżowaniu stoi dziecko!-zauważyła przerażona.A Bóg chciał…by ruszyła w jego stronę.Zaczęła odruchowo biec,przepychać się,nie patrzyła na jadące samochody.Biegła.Biegła najszybciej jak mogła.Nie wiadomo,czy prędkość była zasłużona lękiem,czy może czymś innym.
-NIEEEEE!!!!!!-krzyknęła kobieta w tym samym czasie,gdy pisk opon się wzmógł.
Wszystko ucichło.Wszystko zamarło.Płatki śniegu zaczęły powoli opadać.I wtem nagle zaczął się harmider.Dziecka nie było nigdzie widać,a przynajmniej nie było go pod samochodem.Wszyscy szukali ofiary.
-Tam w rogu!!!-ktoś krzyknął,pokazując palcem w stronę końca skrzyżowania.
-Jaaacuuuśś!!!-krzyknęła z płaczem jego mama,po czym zaczęła biec w jego stronę razem z tłumem.
Nagle się wszyscy zatrzymali.Zauważyli Nielę,trzymającą w ręce dziecko.Była skrzywiona,a przynajmniej jej kręgosłup.Leżała na rogu ulicy,oparta o słupek,z głową schyloną ku dołu,jak gdyby uginała się z bólu,po przez uderzenie o barierkę.Oddychała ciężko.Nie wiadomo,czy dla tego że szybko biegła,czy może dla tego,że schodziło z niej życie.Po czole i polikach spływała krew.Mimo to,trzymała dziecko bardzo mocno.
-Pro…szę…to chyba pa-ni…-powiedziała z wielkim wysiłkiem,uśmiechając się lekko,i wyciągając ręce z dzieckiem w kierunku kobiety,które zaczęło płakać.
-Jacuśś!Jak mogłeś!-szlochała kobieta.
Wszyscy otoczyli dziecko,lecz na Nielę…nikt nie spojrzał…Znów,była sama,niezauważona…bliska śmierci.
-Heh…taka tam…wdzięczność-zakpiła,nie podnosząc głowy.
Próbowała powoli wstać.Przewracała się,lecz podpierając się o słupek,udało się jej wstać.
-Ejj!-ktoś krzyknął,po czym nastolatka poczuła,iż ktoś ją chwycił za ramię.Podniosła głowę.To ten chłopak,chłopak,którego uratowała przed złymi chuliganami,przed ludźmi,którzy okradali ludzi ze szczęścia.Jego wyraz twarzy…był przerażony.Jak gdyby zobaczył coś strasznego.
-H-hej…-powiedziała,próbując się śmiać.
-Musimy iść do szpitala,muszą cię opatrzyć!-krzyknął.
-Nie muszą…prędzej czy później i tak umrę…-powiedziała łagodnie z uśmiechem.
-NIE!-krzyknął przerywając-Nie puszczę cię w takim stanie do domu!Tak,wiem…pomogłaś mi wtedy,więc nie powinienem ci się sprzeciwiać,ale pozwól…!..Bym to teraz ja…cię uratował.Byłem wtedy mięczakiem!I jestem!Ale chcę to zmienić!...Pomożesz mi w tym?

-Ehh…no dobrze…prowadź…-zaśmiała się,po czym skierowali się w stronę szpitalu.

Rozdział 8.

-Dziękujemy bardzo za przybycie!-krzyknęli pracownicy,kłaniając się najbardziej jak potrafią z głowami w dół.
-Ohohohoh!Ależ to my dziękujemy!Nigdy się tak nie ubawiłam w muzeum!!!-krzyknęła kobieta w czerwonych ubraniach,pełna furii szczęścia,podskakując.
-Nie powiedziałabym raczej na to miejsce ,,muzeum”-pomyślała Niela,gdyż to miejsce rzeczywiście się różniło od normalnych budynków do zwiedzania,czy galerii.Był to jakby dom wszystkich,którzy tu pracują.Nawet jeżeli mieli dzień wolny,mogli przyjść tu,nawet gdyby było wszystko pozamykane na nie wiadomo ile kłódek-każdy ma własne klucze.Goście ruszyli w stronę wyjścia,ostatni szedł Adam,powoli,jakby na coś czekając.Nagle ustał.Odwrócił się w stronę Anieli,patrzył na nią przez chwilę.
-Nie odprowadzisz mnie,Nielu?-spytał łagodnie.
Oczywiście,już idę,paniczu.-powiedziała kłaniając się z lekkim uśmiechem,a jednak w środku,była bardzo szczęśliwa.Ktoś…jej w końcu potrzebował.Szli w milczeniu,aż nagle:
-Spotkamy się jeszcze kiedyś?-spytał chłopiec.
-Nie wiem,to zależy-odpowiedziała z łagodnym uśmiechem.
-Od czego?
-Od tego,jak Bóg nas stworzył.
Ustał,odwrócił się,patrzył Anieli głęboko w oczy.
-Jesteś naprawdę dziwną dziewczyną.
-Yhm!Tez tak uważam!-zaśmiała się,a jednak jej wzrok wydał się być bardziej ,,smutniejszy” niż zazwyczaj.Szła spokojnie za Adamem,patrząc w ziemię,jak gdyby coś wspominała.
-Jak długo tu pracujesz?-spytał się chłopiec.
-Hymm…Od chyba kilku dobrych lat,tak właściwie to odkąd tu jestem…
-A od kiedy tu jesteś?-spytał.
-Od zawsze…-odpowiedziała z łagodnym uśmiechem,z oczami pełnymi żalu i trosk.Na twarzy Adama pojawiło się wielkie zdziwienie.
-Ajjaajaj!-jęknęła kobieta ubrana na czerwono.Adaś zapatrzył się do tyłu,po czym uderzył w ludzi idących z przodu.
-Oohhh,wybaczcie!-krzyknął-Anie…!-nikogo nie ma,odwrócił się,lecz nikogo za nim nie ma.Nie ma jej.Nie ma Anieli.
-Nie wydzieraj się,tylko choć!-pociągnął go ktoś do limuzyny.
-A-ale!-zamknięto drzwi.Wszyscy pracownicy ukłonili się nisko.Patrzył,patrzył wszędzie niespokojnym wzrokiem,szukał jej,a w głowie tłumiły mu się słowa ,,Gdzie ona jest?!”.Nigdzie jej nie było.
-Cóż to?-pomyślał zaciekawiony po tym,jak zobaczył uniesioną rękę zza tłumu.Ta ręka mu machała,ona,mu machała.
-To z pewnością ona!-pomyślał,po czym po kryjomu odmachał.

                                         Odjechali.