piątek, 24 stycznia 2014

Sobotni,zimowy dzień.Jest 22 grudnia.Godzina 10:15.Mimo,iż jest to pierwszy dzień zimy,mróz nie jest mały.Właśnie w tym momencie,pewna dziewczyna,zwana Anette,częściej Aniela,kierowała się w stronę dworu.Znajdowała się tam ogromna budowla,w stylu renesansu.Przypominała kościół.Miała kilka wierz,jak i kilka tys.schodów.Zbudowano ją z malutkich,czerwonych cegiełek.Czemu piętnastolatka zmierzała w to miejsce,jeżeli było pod ochroną?Pracowała tam.W jej rodzinie panował kryzys.Brak pieniędzy.Najgorsze było to,że nie dogadywano się w tym ciepłym gronie.Właściwie,to ono było ciepłe.Teraz jest zimne,nie...teraz go nie ma.Dzień w dzień dom jest pełen kłótni,nie porozumień,braku szacunku.Aniela musiała zarabiać na własne życie,gdyż mieszkała sama.Sama?W takim wieku?Tak,to nie prawdopodobne,a jednak.Wyrzucono ją na bruk.Bardzo jej się poszczęściło,że nie musiała spać w lesie.Dwór był wystarczająco spory,by zatrudniano sprzątaczki,które by o niego dbały.Dziewczyna akurat ta lubiła sprzątać.Pracowała tam gdzie mogła.Godziny świetnie jej pasowały.Jest nadal uczniem,więc to wszystko by komplikowało,jednak że godziny pracy zaczynają się od 15:00 do 17:00,nawet później,jeżeli nie będzie się starała,lub coś przykuje jej uwagę.Aniela jest alergiczką,co znaczy nadwrażliwość na nieszkodliwe dla innych ciała,substancje.Przez to często choruje.Zima jest dla niej najgorszym okresem.Jednak dziewczyna jest bardzo wytrwała.Właśnie przekracza próg bram.Straż sprawdza jej identyfikator,wita się,żegna.Przepuszczono ją.Wchodzi do środka,po czym zdejmuje swój kremowy,podchodzący pod kolor cappuccino płaszcz,czarną czapkę,rękawiczki również koloru czarnego,biały szal,oraz ściąga czarne kozaki typu ,,kowbojki,,.Zakłada swój fartuszek,bierze szmatkę,płyn,i rusza w kierunku przepięknych figur,przykrytych nie wielką warstwą kurzu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz