niedziela, 28 września 2014

         ****
Trzymam w dłoni sznur zwinięty w pentlę.I nie mam odwagi,by spojrzeć na świat innymi oczyma.Ściskam dłoń co raz bardziej,szlocham na kolanach.Nie wiem co robić.Ten ból jest nie do zniesienia.Ból pustki.Ból braku uczuć.Ból codzienności…

              Boli…


Nie wiem już co mam robić…I jak martwy anioł,płaczę.Wszystko jest rozmazane.I stoję po środku życia,a śmierci.Boję się.Boję się co będzie dalej.Czy będę coś pamiętała,czy będzie bolało,czy znów będę cierpiała?Nie wiem.I się boję.Chcę zniknąć,lecz nie mogę.Niech ktoś mi w końcu pomoże…niech ktoś mnie powiesi.Niech ma dusza zawiśnie w powietrzu,chcę odlecieć.Pomocy!To mnie wszystko zabija,a mimo to żyję dalej.Nie cierpię tego!Nienawidzę tego!




     POMOCY!

sobota, 13 września 2014

      ,,Obrazy ciała”

Prolog.
Każdy z nas jest wypełniony różnymi obrazami.Nasze ciała są ubrudzone sztuką,dotknięte tuszem oddającym piękno.


Rozdział 1.
Dzisiejsze życie wygląda zupełnie inaczej od poprzedniego.Historia ta zaczęła się bardzo,bardzo dawno temu,jeszcze przed wynalezieniem papieru.Ludzie tak zwani ,,z wyższych sfer” posiadali nas - ,,ludzi z niższych sfer”.Byliśmy sprzedawani na różne sposoby.Akurat trafiłam do przedziału ,,dla artystów”.Ludzie z tej że grupy byli sprzedawani tym,którzy chcieli rysować dzieła.Na naszych ciałach pojawiały się różne,niezmywalne malunki (tatuaże).Trafiłam do starszego człowieka,który był wypełniony smutkiem,żalem a za razem czymś mrocznym.Rysował na mym ciele różne sadystyczne rzeczy.W tych czasach to był naprawdę wielki wyjątek.Ludzie malowali same kolorowe,jasne rzeczy.A ja trafiłam na ciemność.Ci,którzy byli w tej grupie co ja,byli tylko zwykłym papierem,który się porusza.Nasz właściciel nie miał prawa wykorzystywać nas do innych rzeczy,tylko do rysowania.Tak jak każdy nastolatek,chodziliśmy do pewnego rodzaju szkoły.Wszyscy byli tacy kolorowi!A ja…byłam czarna.Ludzie się mnie bali,nie chcieli nawet na mnie patrzeć.Rysunki na mym ciele ich przerażały,dla tego też….się mnie bali.Nikt ze mną nie rozmawiał.Nazywali mnie demonem,potworem,wszystkim co mroczne.Mój właściciel widział,czuł we mnie ten ból,jednak on również musiał się kształcić.

Rozdział 2.
Pewnego dnia przyszedł do mego pana gość.Jak to bywało w tych czasach,byłam przedstawiana jako obraz.Na mych rękach znajdowały się mroczne dłonie,demony z szyderczymi twarzami,różne ptactwo,kajdany,pazury.Jednak największy,najlepszy as był na mych plecach.Obejmowało całe moje plecy…krwiste,demoniczne oko.Każdy widząc to,był przerażony,po czym odwracał wzrok,próbował upozorować śmiech i zmieniał temat.A że też mój pan był mroczny,tak i jego przyjaciele byli do niego podobni.Któregoś dnia wpadła do niego czarna zgraja.Wszyscy wyglądali tak samo-czarne ubrania,dodatki,tatuaże.Byli piękni.Jak wampiry,uwodzące demony.Oni również mieli swe ,,papiery”.Przyprowadzili je ze sobą.Wszyscy byli mną zachwyceni.Posiadałam najmroczniejsze,najpiękniejsze malunki na swym ciele.Stałam nad nimi górą.

Rozdział 3.
Niestety,mój artysta wykorzystał każdy wolny skrawek mego ciała na tatuaż.Nie było już miejsca na żaden malunek.A gdy papier stanie się już bezużyteczny…spalamy go.Wiedziałam,co może mnie czekać.Każdej nocy zasypiałam z myślą,że już się nie obudzę.Jednak minęło kilka tygodni,a tu nic.Czyżby chciał mnie zachować na piątkę?To była tylko kwestia czasu.Pewnego dnia zabrał mnie na dach pewnego bardzo wysokiego budynku.Często tam bywaliśmy,widoki były przepiękne.Wiedziałam,że było mu ciężko.Nie miał za wiele pieniędzy,a zabić człowieka nie potrafił.Postanowiłam…że zwolnię go z tego ciężaru.Ustałam na krawędzi.I tak po prostu z uśmiechem…spadłam.Widziałam jego minę.Był przerażony,rzucił się ku mej pomocy.Nasze palce się tylko zetknęły,i poleciałam.Było mi go szkoda.Lecz nie mogło to trwać wiecznie.








                                                                                                                             …To wszystko mnie tak boleśnie zabijało..

sobota, 6 września 2014

     ,,Melodie duszy”

Prolog

W wieku 10 lat dostałam na urodziny od taty fortepian.Będąc jeszcze dzieckiem,na zauważałam piękna w muzyce.Szybko się to jednak zmieniło.

Rozdział 1.
Zawsze byłam cichym dzieckiem,przypominającym szarą myszkę.Nikt ze mną nie rozmawiał w szkole,zawsze odstawałam od grupy.Byłam zmuszona do szybszego dorastania.Mój punkt widzenia jako dziecka,bardzo się zmienił.Dostrzegałam rzeczy,które byli w stanie zobaczyć tylko dorośli.Być może dlatego nie byłam rozumiana.W drugiej klasie przykułam dużą uwagę do muzyki.Najdziwniejsze było to,że w wieku 8 lat słuchałam już rock’a i metalu.Zdałam sobie sprawę,że ma to jakieś znaczenie w mym życiu.Być może słuchałam takiej muzyki,by się jakoś wyżyć.W końcu człowiek mówiący najmniej,ma do powiedzenia najwięcej.Miałam ochotę krzyczeć.Niestety,nie mogłam nawet pozwolić sobie na takie rzeczy.Zawsze ktoś był w domu,a gdzie bym nie poszła,mieszkałam przecież w mieście.Tak więc krzyk innych ludzi,stał się dla mnie czymś pięknym.O dziwo polubiłam również muzykę klasyczną.To było naprawdę dziwne połączenie,nie ważne jakby na to nie patrzeć.Dźwięk zrodzony z fortepianu,pianina..był jak śpiew pobudzający wyobraźnię.Oczy szerzej się otwierały,jak i serce,i wspomnienia.Wszystko stawało w oczach,w zależności od melodii.Słuchałam tylko jednego rodzaju takich dźwięków,a były to-smutne.Nie dostrzegałam piękna w melodiach wesołych.Były dla mnie komiczne,a za razem żałosne,pozbawiona jakichkolwiek przekazów.Smutne melodie posiadają ukryty sens,jakiś ukryty przekaz.Autor umieszcza w tej muzyce swe odczucia.On po prostu bezgłośnie krzyczy.A ja…






                                                                       ..robię to razem z nim.

Rozdział 2.
Mój tata zauważył,że bardzo często słucham muzyki.Ona wypełniała każdą moją wolną chwilę.Tak więc mając 10 lat,dostałam fortepian.Był piękny.Pierwsze co zrobiłam-dotknęłam jego lśniących,wypolerowanych ścian.Drugim krokiem było ,,przejechanie” palcami po klawiszach.Na mej twarzy nie widniały żadne emocje,więc tato był zaniepokojony…czy spodobał się mi prezent?Oczywiście!Po chwili odwróciłam się z uśmiechem i podziękowałam prze-szczęśliwa!Tacie ulżyło.Niestety,po 5 minutach musiał iść do pracy.Mama była w szpitalu,tak więc sama świętowałam swe urodziny,grając cały dzień.

Rozdział 3.
Mój tata pomagał w domu dziecka.To była jakaś jego praca..sama właściwie zbytnio nie wiedziałam,na czym to polega.Pewnego dnia,tata nie wrócił sam do domu.Był z nim pewien chłopiec.Nie zwróciłam na to zbytniej uwagi,i kontynuowałam grę na fortepianie.Widać usłyszeli moją grę.Po chwili za swymi plecami usłyszałam ,,Piękna muzyka”.Nie znałam tego głosu.To był ten chłopiec.Po chwili do salonu wbiegł tata.Przedstawił mi gościa,i powiedział…ten chłopiec był niewidomy.Tato był bardzo zabiegany,i już musiał iść z ową osobą,jednak zaproponowałam,że może zostać,a później tata go obierze.Chłopiec widocznie był szczęśliwy,gdyż na jego twarzy pojawiło się zdziwienie,a zarazem uśmiech.Tata się zgodził,o poszedł mówiąc,bym uważała na gościa.
Spytałam się chłopca,czy zechciałby się nauczyć grać.Złapałam go za rękę i pomogłam usiąść.
-Jesteś bardzo ciepła.-powiedział uśmiechnięty.
-To dobrze czy źle?-spytałam z kpiną.
-Bardzo dobrze,jesteś dobrym człowiekiem!A ich…nie jest za dużo.
-Czemu uważasz,że jestem dobra?Dopiero co się poznaliśmy.-powiedziałam z namysłem.
-No bo…po Twoim głosie!
Heh,zaśmiałam się,po czym zaczęłam grać.Złapałam go za ręce,i nimi kierowałam.Był to naprawdę miły chłopiec.Miał bladą skórę,puszyste blond włosy,które się śmiesznie kręciły,i delikatne ruchy.Jak mały książę!Rozmawialiśmy o wszystkim w czasie gry.O tym co lubimy a czego,co chcielibyśmy spróbować,a czego uniknąć.Nie pamiętałam,kiedy ostatnio tak z kimś rozmawiałam.Bardzo się do siebie zbliżyliśmy.Więc poprosiłam tatę,by przywoził do mnie mego przyjaciela jak najczęściej.

Rozdział 4.
Zapisałam się na pewien konkurs,chodziło o grę na fortepianie.Miałam miesiąc na stworzenie własnej muzyki.Ćwiczyłam razem z moim przyjacielem,podtrzymywał mnie duchowo.Byłam taka szczęśliwa!Jednak wiedziałam,że w jego czułości i miłych słowach,musiał być jakiś haczyk…

Pewnego dnia trafiliśmy na ciężki temat.Inaczej mówiąc- zwierzanie.W pewnym momencie powiedział,że nie powinniśmy się zaprzyjaźniać.Spytałam się,czemu tak uważa?
.
.
.
-Jestem chory..


I wtedy me oczy szeroko się otwarły,a ja zrozumiałam,czym był ,,ten” haczyk.Jego brak wzroku nie był przypadkowy..dopadła go rzadka choroba.Odebrała mu wzrok,i będzie chciała zabrać mu więcej..








        ŻYCIE



Muszę się spieszyć.Muszę pokazać mu jeszcze więcej,muszę nauczyć go chwytać każdą chwilę!
-Nie martw się,będziemy z tym walczyć razem..dobrze?-powiedziałam z uśmiechem.
Spuścił głowę.Wiedziałam,że w środku płakał.Przytuliłam go do siebie,i nic nie mówiąc,zaczęłam grać jedną ręką,a drugą go przyciskałam do siebie.

Rozdział 5.
Nadszedł dzień konkursu.Byłam trochę podminowana,strach trzymał górą.I gdzie był tata?Spóźniał się z chłopcem.Po chwili zobaczył tatę biegnącego w moją stronę.Przeprosił mnie za to,że musiałam czekać.Lecz ja stałam osłupiała..Nie ma go.Nie ma z nim mojego przyjaciela..przyszedł sam!Spytałam się,gdzie jest chłopak,jednak wtedy..wiedziałam,że coś się stało.Twarz taty skamieniała.
-Chyba nie będzie w stanie przyjść..-powiedział ze spuszczoną głową.
Mój przyjaciel…







     ZMARŁ?
-Jeżeli chcesz,możesz w każdej chwili się wycofać,wiem że to dla Ciebie bardzo trudne..
-Nie!-przerwałam-Zrobię to!
Spokojnie weszłam na scenę,ukłoniłam się,i zasiadłam do fortepianu.Położyłam dłonie na klawiszach,lecz nie grałam.Były już słyszalne szmery ,,co się dzieje?”.I wtem,zaczęłam grać.Zaczęłam grać melodię,którą grałam z mym przyjacielem.Po policzkach spłynęły łzy.Wszystko stało mi przed oczami!To jak się uśmiechał,jak żartował,jak grał,jaki był ciepły…Wszystko widziałam powtórnie.Grałam i płakałam.Grałam i płakałam,grałam i płakałam,grałam i…wspominałam.Nie widziałam go zaledwie kilka godzin,a już za nim tęskniłam.Nie grałam wtedy by wygrać,lecz grałam..dla niego.Byłam pewna,że mnie słyszał,byłam pewna,że usłyszy!Całą twarz miałam zalaną łzami,nic nie widziałam.Wszystko było takie rozmazane,lecz grałam dalej.Grałam dla niego.
Grałam..









                                                                                                                                                                           …by wrócił.

piątek, 5 września 2014

                ****
Pewnej bezchmurnej nocy,podziwiałam gwiazdy przez otwarte okno.I wtem nie wiadomo skąd,ktoś powiedział,że jestem już martwa.

Rozdział 1.
Będąc jeszcze dzieckiem,uwielbiałam patrzeć w gwiazdy.Właściwie moim pierwszym marzeniem o karierze,było zostanie astronautą.W wieku 4-6 lat,widziałam pierwszego meteoru.Wtedy nie wiedziałam,co to było.Nie miało swego początku ani końca z ziemi,po prostu pojawiło się nie wiadomo skąd na niebie,jak iskra.Spytałam się mamy,co by to mogło być-jak zwykle odpowiedziała ,,Nie wiem” bezinteresownie.Dopiero w pierwszej gimnazjum zrozumiałam,że była to spadająca gwiazda.Dzisiaj nie mam pojęcia kim chciałabym być w przyszłości.Wszystko wydaje mi się być trudne,a za razem bez sensu i nudne.Policjant?Strażak?Wojskowy?Coś w rodzaju chronienia ludzi…Nie mam zielonego pojęcia.Czemu mówimy,że nie mamy ,,zielonego” pojęcia tak właściwie?Czemu nie mówimy ,,Nie mam niebieskiego pojęcia”?Bo nie pasuje?Czy może ktoś tak to po prostu wymyślił,jako ,,zielone”?Nie wiem-najgorsze słowa,jakie człowiek może wypowiedzieć.Nie wiedza jest strasznym,słabym punktem człowieka.
Zawsze kładąc się spać,rozmyślam,marzę.Jakby to było,gdyby ktoś mnie pokochał?Lubię patrzeć na osoby zakochane,jak chłopak przytula się do swej dziewczyny.Chociaż czuję się trochę nieswojo,wpatrując w taką dwójkę.Ale czemu?Może dlatego,że sama nie mam partnera?Nie wiem-znowu to nudne słowo.Co zrobić,by uzupełnić wiedzę?Działać!

Rozdział 2.
Moja szkoła jest do niczego.Nie ma tu żadnych ładnych chłopaków,no a przynajmniej nikt nie jest taki śmiały,a może właściwsze słowo ,,dojrzały”?Oni zawsze sobie żartują!W podstawówce zabierają dziewczynom kapcie,a w gimnazjum tak dziwnie się uśmiechają.Na prawdę ich nie rozumiem.A niby dziewczynę trudno zrozumieć.Jak się chce coś powiedzieć,to prosto i na temat,a nie obwijać w bawełnę!Gdyby dziewczyny pełniły rolę ,,wyznawania miłości” z pewnością świat byłby lepszy,a tak to lipa.Już one są odważniejsze!
Chciałabym być kochana.W klasie zawsze jestem na ostatnim miejscu.Nikt mnie tu nie rozumie..

Pewnej nocy idąc sobie ze sklepu,nie wiadomo skąd ni zowąd,pojawił się za mną jakiś koleś.Wybiegł chyba z lasu,czy coś w tym rodzaju.Złapał mnie za szyję.Myślałam że serce mi wyskoczy!Pierwsze co na myśli-morderca albo gwałciciel!Nie wiedziałam co robić,więc po prostu się nie ruszałam,nie pokazywałam żadnego nastroju na twarzy,jakbym nie była niczym zdziwiona,jakby nic się nie stało.
-Ładnie pachniesz-zaczął mnie wąchać po szyją.Jak jakiś wampir!Albo zboczeniec…no mniejsza z tym.
-I masz bardzo długie włosy..też ładnie pachną-uczepił się moich kosmyków.Nić nie mówiłam,czekając na kolejny jego ruch.Złapał mnie w pasie i przycisnął do siebie.
-Zachowujesz się jak jakiś zboczeniec-powiedziałam z ironicznym uśmiechem.Wyglądał na 17 lat,ale styl miał bardzo interesujący,ni to normalny człowiek,ni to rock’men(oczywiście chodzi mi o styl ubierania).
-Heh,jak na dziewczynę spacerującą sama w nocy,jesteś bardzo odważna-uśmiechnął się.
-A czego mam się bać?Kolesi takich jak ty wyskakujących z krzaków?Bardziej by mnie przerażał starszy mężczyzna z nożem…-odpowiedziałam spokojnie-A tak właściwie,czemu się do mnie przytuliłeś?Nie znasz mnie przecież.
-Pachniesz tak słodko,że nie mogłem się powstrzymać.
-Jakim cudem wyczułeś mój zapach,będąc kilka metrów za mną?
I wtem nagle mnie ugryzł!W szyję!Jak wampir!
-Eej!Co ty wyprawiasz?-krzyknęłam zezłoszczona.
-Ja chcę cię tylko schrupać-powiedział ze smutną miną.
Żeee cooo?!Ale muszę przyznać,wyglądał naprawdę słodko..
-Hej,wiesz że tak nie wolno robić?To naruszenie czyjejś prywatności.Nie możesz robić co ci się żywnie podoba mój drogi,trzeba szanować czyjeś zdanie.
-Naprawdę?-powiedział z uśmiechem,oblizując swoje..kły?!
I wtem nagle się obudziłam!To był tylko sen..Ehh,niby trochę mnie to przerażało,a drugiej strony chciałam się nie nudzić..W końcu w rzeczywistości nie znajdę żadnego wampira..Ehh!

Rozdział 3.
Godzina 9:23.Sala nr 28,szkoła.Byłam na lekcji matematyki.Pani kogoś wzięła do tablicy i zaczęła pytać.Nagle rozległ się straszny pisk i..buum!Za oknem coś wybuchło!Bomba?Wszyscy się przestraszyli,dziewczyny zaczęły piszczeć.Zerwaliśmy się z ławek przerażeni w stronę okna.W górze unosiły się myśliwce zrzucające ładunki.Woja?Skąd?Wtem jedna uderzyła w naszą stronę,i..
Się obudziłam.To był sen?Byłam pewna,że naprawdę byłam w szkole..Dwa sny w jednym?Nie rozumiałam tego.Cały czas wszystko mi się myliło,nie wiedział już,co było snem,a co rzeczywistością.Czułam że wariuję!Poszłam do kuchni czegoś się napić,i wtem na wejściu zamarłam.Zobaczyłam jakiegoś mężczyznę z nożem,a na podłodze leżały ciała mych rodziców.Stałam bez ruchu,myśląc że śnie.Facet rzucił się w mą stronę,i całe szczęście obudziłam się.To był rzeczywiście sen,lecz nadal wszystko wyglądało nie realnie.Otworzyłam okno,spojrzałam w gwiazdy trzymając się za głowę,co się dzieje?Po prostu wariowałam..
-Jesteś już martwa.-usłyszałam znajomy głos,to ten chłopak!Ten co mi się śnił!To tez musiał być sen,musiał!
Lecz wtedy…












                                                                                                                         Już się nie obudziłam.. 
                                  ,,Kwiat serca”.

Prolog

Każdy ma swój kwiat.Roślinkę,która kwitnie,lub po prostu więdnieje. Opiekujemy się nią,nie wiedząc o tym.Cóż to może być za kwiat?

Rozdział 1.
Każdy ma w swym sercu pewien kwiat.Nie jest on widoczny,a przynajmniej ludzie go nie widzą.Jest on odzwierciedleniem naszej duszy.Gdy się cieszymy,śmiejemy się,jesteśmy szczęśliwi-kwiat ten kwitnie,a jego barwa robi się coraz intensywniejsza.Jeżeli jesteśmy smutni,zdołowani,pozbawieni życia-kwiat ten więdnie,i staje się czarny jak smoła.Gaśnie.
A teraz spójrzmy na ludzi,którzy nas otaczają.Są bogaci i biedni,z domem lub bez,ale każdy ma swą roślinkę.Gdy ona umrze,człowiek również.A może na odwrót?W każdym razie,ja również miałam swą roślinkę.Nie wiem czy ona kwitła,czy może dawno zwiędła,ale na pewno wiem,że  nie byłam szczęśliwa.Miałam bardzo surowych rodziców,oraz wszyscy lubili moją nie właściwą stronę.Jako że rodzina wysoko się nosiła,ja również musiałam to robić.Wyglądać na dojrzałą dziewczynę,dobrze wychowaną,kulturalną,lecz tak naprawdę byłam rozwydrzoną,lubiącą zabawę świruską.Nie podobało mi się to,że muszę być kimś innym,i do tego wszyscy lubią tą osobę,którą nie jestem!
Mój chłopak był z równie zamożnej rodziny.Jego tata był dobrym przyjacielem dla mojego ojczyma.I tak to wszyło,że…jesteśmy parą,jakby z przymusu.Tata nalegał,bym z nim była,w końcu jest bogaty…Lecz mnie pieniądze nie obchodzą.Chciałabym się bawić,a przede wszystkim być sobą,nie jakąś opanowaną lalunią.

Rozdział 2.
Pewnego dnia,idąc z zakupów ,zauważyłam na ulicy biednego człowieka.Skulił się przy ścianie,wyglądał na śpiącego.Po chwili się poruszył,stulony spoglądał na ludzi.Oni szli szczęśliwi,nie patrzyli czy ktoś tu jest,czy go nie ma.Po prostu przejmowali się tylko sobą.I tu jest pytanie.Jak ten człowiek ma być szczęśliwy?Jak jego kwiat ma zakwitnąć?Ścisnęłam moją rękę mocniej,i wtem się zorientowałam,że mam przecież te zakupy!Postanowiłam mu je oddać.W reklamówkach była sama żywność,więc nie widziałam przeszkód.Trąciłam go lekko w kolano.Pokazałam mu zakupy,po czym mu je oddałam.Myślałam,że może coś go boli…dziwnie złapał reklamówki.To nie był ból…to było szczęście.Po jego policzkach spłynęły łzy,był tak strasznie szczęśliwy…po chwili wyjął bułkę z reklamówki,podzielił na dwie części,i jedną mi oddał.Nie byłam głodna,a jednak wzięłam ten kawałek.Wzięłam,by go uszczęśliwić.Aż w pewnym momencie zagryzając bułkę…po mej twarzy spłonęły łzy,nie mogłam powstrzymać płaczu.Zaczęliśmy się obje śmiać jak głupki płacząc.Ta bułka..wydawała mi się lepiej smakować..

Rozdział 3.
Pewnego dnia wiedziałam już,co mam robić.Człowiek,któremu wcześniej pomogłam,zawsze siedział w tym samym miejscu.I wszystko pokrywało się wspaniale z moim planem.    Postanowiłam nie brać komórki,zostawić ją w domu.Nie chciałam być cały dzień z nikim w kontakcie,zaplanowałam całodniową zabawę.Ubrałam się wygodnie,po swojemu.Wzięłam wszystkie oszczędności jakie miałam,zrobiłam ogromne zakupy!Oddałam ponownie biednemu człowiekowi.Miałam sporo oszczędności,więc załatwiłam mu dach nad głową.Taki malutki wynajem.Był prze-szczęśliwy,tak jak i ja!W końcu byłam sobą,i komuś pomogłam!Pobiegłam na pobliską łąkę.Biegałam i wrzeszczałam jak głupia!Byłam wolna!


Rozdział 4.
Pewnego dnia,szła pewna dziewczyna z kumplem w stronę mostku.Gdy wyszli zza zakrętu,zobaczyli na moście pewną dziewczynę.Dziewczyna ta stała przykucnięta na poręczy.Chcieli już krzyknąć ,,Uważaj!”,lecz nie zdążyli.Dziewczyna zeskoczyła z mostu jak super bohater,i zniknęła.Było słychać tylko plusk wody.Podbiegli szybko do barierki,lecz nic nie było widać.Po chwili ciało wypłynęło na wierzch.Szybko zadzwonili po pomoc.Dziewczyna zmarła.Popełniła samobójstwo.









I tak właśnie,zwiędł mój kwiatuszek..

,,Nauka za kratami"

Prolog

Szkoła nie posiada tylko plusów.Życie ucznia jest porównywalne do męczarni.Budynek ten jest podobny do więzienia,lecz bez krat.Młodzież wygląda zdrowo,lecz psychika jest zrujnowana.Jesteśmy dzisiejszymi ofiarami...

Rozdział 1.
Moje piekło zaczęło się na dobre w wieku 6 lat.Musiałam iść do zerówki.Dziecko jak dziecko,niczym się nie przejmuje,lecz nie w moim przypadku.Wszyscy świetnie się dogadywali,być może dla tego,że większość się znała.Ja byłam na poboczu,a gdy już byłam w centrum uwagi,jedyne co było kierowane w mą stronę,to złowrogie spojrzenia.Pewne dziewczyny się nade mną znęcały,jednak ja byłam twarda.Mówiłam to co myślałam,czyli całą prawdę jaką w sobie tłumiłam o złych ludziach.Mimo to,coś zajmowało zbyt wiele miejsca w mej głowie,a czegoś mi brakowało.Ma dusza się pomieszała.Gdy były miłe,ja również to odwzajemniałam,nawet gdy wiedziałam,że czegoś chcą.Zbyt wiele złości mnie wypełniało,więc chciałam choć trochę być dobra,przynajmniej miła..To nie było to.Nie ważne jakbym się nie starała,moja klasa mnie obgadywała i ze mnie kpiła.Jak na dzieci,byli na prawdę wrednymi.Cały rok minął mi jak odsiadka w pudle.Poza szkołą nic nie wyglądało inaczej.Każdy sąsiad,każda osoba,każde dziecko mnie ignorowało.Jedyne co pamiętam,to wieczne kłótnie i walki.Nic przyjemnego.Chciałam,by jak najszybciej się to skończyło.

Rozdział 2.

Będąc w pierwszej klasie,zauważyłam pewną rzecz,która mnie zasmuciła.Byłam jedyną dziewczyną z grupy z zerówki.Nie to,że tęskniłam za kimś,kto mnie obrażał i brał mnie za rywala.Chodziło o to,że nikogo nie znałam.Każdy był mi obcy.Niestety,już po kilku dniach nauki byłam w stanie stwierdzić- nie zaakceptowano mnie.Moje piekło zaczęło się powtarzać.I tak do gimnazjum.Przez ten czas bardzo się zmieniłam,a mimo to byłam nadal sama.Zaczęłam zsyłać każdemu radosne uśmiechy.



                        SZTUCZNOŚĆ





Starałam się być miła,i nie rzucać się w oczy.Nic nie pomogło.Musiałam się z tym pogodzić,i się pogodziłam..do póki nie zostało to zachwiane..

Rozdział 3.
Klasa,która miała z nami w-f,była w większości wypełniona dziewczynami.Kumplowałam się z nie dużą grupką.Pewnego dnia zauważyłam,że bardzo zbliżyłam się do dziewczyny z ich klasy.Zaczęłyśmy rozmawiać ze sobą przy każdej okazji,nawet gdy byłyśmy zajęte.Miała spore problemy z nauką,więc na każdej wolnej przerwie jej pomagałam.Doradzałam,jak czegoś się szybciej nauczyć,i o co chodzi w wielu rzeczach,zadaniach.Spotykałyśmy się dzień w dzień,mimo dużej ilości nauki.Pakowałam potrzebne zeszyty do torby i kroczyłam dużym krokiem w jej stronę.Zawsze po mnie wychodziła,uznałyśmy pewne miejsce za punkt,gdzie miałyśmy się stawić.Nie mogłyśmy po prostu bez siebie wytrzymać!I tak pomyślałam…czy to jest właśnie…



                         PRZYJAŹŃ?


Niestety,nawiązała ponowny kontakt ze starymi ,,kumplami”,a właściwie kumplem.Nie był on dobrym człowiekiem.I nie chodzi tu tylko o to,że palił,pił,ćpał i wszystko inne co możliwe.Po prostu źle się zachowywał.Ona była w nim zapatrzona,a on tylko ją wykorzystywał.Nie ważne,ile razy jej to mówiłam,ile razy chciałam przetrzeć jej oczy,ona była w niego zapatrzona!Zaślepiona!Było to do tego stopnia,aż zrobiła ze mnie tarczę ochronną.Gdy napisała mu coś,co go wkurzyło,zaczęła mu wmawiać,ŻE TO JA PISAŁAM.Bardzo się przez niego zmieniła,mimo tego,że się nie spotykali.Okłamywała mnie.



   STAŁA SIĘ FAŁSZYWA.


Uznałam,po co mi taka kumpela?Więc zerwałam z nią kontakt.Dopiero wtedy moje oczy się otworzyły do tego stopnia,że widziałam w niej same negatywy.Cały czas chodziła oburzona,nigdy się nie uśmiechała.Chociaż czasami śmiała się z byle czego jak idiotka…Nie była kulturalna,i nie miała za grosz wstydu.To chyba jednak nie była przyjaźń…



Rozdział 4.
Po pewnym czasie zauważyłam,jak niektóre me punkty wygasły.Nie przeszkadzało mi,że prawie na każdej lekcji siedziałam sama,że z nimi nie rozmawiałam na przerwach,że po prostu byłam sama.Ale…tu nie były tylko pozytywy…Zaczęłam się bać.Opanowało mnie przerażenie.Każda osoba,z którą kiedyś się trzymałam,stała się mym wrogiem.Nie chciałam,by stało się to ponownie.Nie chciałam nikomu zmącić głowy,nikogo zranić.Jednak w tym samym czasie raniłam samą siebie.Jak to możliwe?Jak to możliwe,że inni tak po prostu mają tak wielu przyjaciół?!A ja…ani jednego.Nawet trudno mi o dobrą koleżankę,o jakąkolwiek koleżankę.Zamknęłam się w sobie doszczętnie.
Nadszedł czas zmiany szkoły.Trzecia gimnazjum dobiegała końcu(na raszcie!).Poszłam do liceum.Z początku wszystko wydaje się takie ładne,proste,realne.Aż w końcu,zauważasz ludzi dookoła.




       LICZBA WROGÓW
       SIĘ ZWIĘKSZYŁA.


Wszyscy patrzyli na mnie tak złowrogim spojrzeniem!Wyśmiewali mnie,robili sobie ze mnie żarty.Dla nich to była zabawa,lecz nie wiedzieli,jak się czułam.Moje kolejne lata męki,moje piekło,moje dziesięcioletnie piekło..


                      ZACZĘŁO SIĘ POWTARZAĆ.


Wszystko stawało mi przed oczami.Bałam się!Tak strasznie się bałam!Mimo że pomogłam tak wielu osobom w swym życiu,nikt mi nie pomógł!Była sama!Totalnie sama!Drastyczne myśli zaczęły się nawracać ze zwiększoną siłą.,,Chcę umrzeć” brzmiało według mnie nie stosownie,więc myślałam,mówiłam-,,Chciałabym zniknąć,na wieki”.Codziennie cierpiałam,płakałam z bólu,jaki wypełniał mą głowę,me serce.Zaczęłam się ciąć.Kiedyś się od tego powstrzymywałam,mimo iż wydawało mi się to przyjemne.A teraz…było to naprawdę przyjemne!Choć na chwilę zapomniałam o bólu psychicznym,a skupiłam się na fizycznym.Nie tylko to nade mną zapanowało.Zaczęłam chudnąć w oczach.Można było pomyśleć,że mam bulimię.Jednak ja byłam chora tylko i wyłącznie psychicznie.Wykończyłam się.



Rozdział 5.
Pewnego dnia miało miejsce dziwne zjawisko.Znaleziono za szkołą ciało.Ludzie zauważyli,że na ostatnim szkolnym piętrze było otwarte okno.Wszyscy szybko pobiegli do sekretariatu zobaczyć taśmę z kamer.I co zobaczyli?Pewna dziewczyna,tak po prostu,w trakcie ósmej lekcji chodziła sobie po korytarzu.To nie był zwykły spacerek.Upewniała się,czy nikogo nie ma w pobliżu.Gdy już zorientowała się,że jest sama,tak po prostu-podeszła do parapetu,przesunęła delikatnie kwiatki na bok,otworzyła okno.Na oścież.I tak zwyczajnie,weszła na parapet,usiadła sobie na nim od strony zewnętrznej.Porozglądała się trochę,spojrzała w lewą stronę,potem w prawą.I tak po prostu,odepchnęła się rękoma,i…zniknęła.Odpokutowała na chodniku.








I tak właśnie zniknęłam na wieki.

wtorek, 2 września 2014

Pamiętnik.

Prolog

Dusza nastolatki jest pełna różnorodnych emocji.Waga wskazująca jej nastrój cały czas się waha.Mimo,że każda dziewczyna jest inna,wygląda zupełnie inaczej,to jednak wszystkie mają chwile,gdy czują się tak samo.To samo uczucie atakuje ich głowy,i ich serca.




Rozdział 1.

Moja szkoła jest na prawdę duża.Są tu zerówki,podstawówka i gimnazjum.W tym roku będę chodziła do 3 gimnazjum.Czuję się dumna,a zarazem przerażona.Będą testy gimnazjalne!A z tym pełno dodatkowych lekcji!Nie uczę się za dobrze,ale nie jest też tak źle.Powiedzmy,że jest przeciętnie.Idąc szkolnym korytarzem,nie wiem gdzie się patrzeć.Wszędzie jest pełno osobników w moim wieku lub podobnym.Zauważam kilka dziewczyn.Na pierwszy rzut oka rzucają się te,które się wydzierają,głośno śmieją i próbują zwrócić na siebie uwagę,tak zwane-,,cool dziewczyny".Na drugi plan wchodzą ciche nastolatki,ubierające się przeciętnie,nie zwracające na siebie uwagi.Próbują nie spoglądać na innych,nie chcą zobaczyć kpiących spojrzeń,więc wpatrują się w płytki,tak zwane-,,zagubione dusze".Na 3 miejscu są dziewczyny podobne do mnie.Wydają się być ciche,jednak gdy znajdą odpowiednie towarzystwo,wygłupiają się i śmieją jak głupie,inaczej mówiąc-laski umiejące się bawić-oczywiście to tylko pierwsze wrażenie.Mimo uśmiechów i żartowania,nie można ich nazwać szczęśliwymi,to tak zwane-,,pozytywne samotniczki".I teraz wkraczają chłopacy.Oni również dzielą się na grupy,jednak nieco inaczej.Pierwsza grupa,to chłopacy wyglądający na pewnych siebie,którzy żartują i wszędzie się pchają,tak zwani-,,radośni luzacy".Druga grupka obejmuje chłopaków skrytych,tajemniczych,małomównych,tak zwani-,,samotni rywale".Trzecia grupka dotyczy ,,normalnych" chłopaków,nie rzucających się w oczy,a jednak umiejących się bawić,śmiać,żartować i te sprawy,tak zwani-,,przeciętni kolesie".Mimo,że wyglądam na osobę opanowaną,cichą,umiejącą sobie poradzić z każdą sytuacją,nie wiem co się dzieje,gdy chłopak na mnie spojrzy!Moje serce zaczyna tak szybko bić,nawet jeżeli nie znam tej osoby!Gdy jest to kumpel,czasami nie odczuwam tego uczucia.Chwili,gdy czujesz,że serce ci wybuchnie.Czemu tak się dzieje?!





Rozdział 2.

Moja klasa wydaje się być w porządku.A mimo to,czuję w tym zdaniu trochę fałszu.Tu chodzi o ranking...i o moje odczucia.W szkole nasza klasa jest najbardziej lubiana,ja również niekiedy na lekcji się czuję z nimi dobrze,są na prawdę zabawni.Ale jeśli chodzi o uczucia...nie lubię ich.A przynajmniej tego,jak mnie traktują,a bynajmniej większość.Jestem dla nich jak powietrze-niewidzialna i bezbarwna.Unikają mnie przy każdej okazji,niekiedy czuję się jak popychadło.A najbardziej boli mnie to...Kiedyś były dwie zerówki,ja chodziłam do 0b.Gdy tworzyli podstawówkę,rozdzielili nas,a przynajmniej mnie.Byłam jedyną dziewczyną z mej grupy w nowej klasie,i 4 chłopaków,reszta była obca.Nie zaakceptowali mnie.Więc ja nie zaakceptowałam ich.Puszczali sztuczne uśmiechy,wyzywali,kpili.W zerówce było tak samo,a mimo to i tak czułam się samotna.Moje męczarnie zaczęły się powtarzać na nowo.I tak właśnie,stałam się złym dzieckiem.Wyzywali mnie od potworów,więc potworem się stałam.Gdy wkroczyłam w etap dorastania,przestałam mówić zbędne komentarze,a nawet mówić.Rozmawiałam tylko wtedy,gdy ktoś się czegoś spytał.I tak w mym gardle ustał ślad.Pojawiły się problemy z wymową,nie potrafiłam i nadal nie potrafię dobierać szybko słów.Gdy chcę coś powiedzieć,najpierw myślę jakie słowa mam wypowiadać,by się nie skompromitować.Ale tu nie tylko o to chodzi.W dalszej klasie doszło do nas kilka osób.I tu tkwi mój ból-osoby te zostały uwielbiane przez całą klasę w zaledwie dzień po zapoznaniu.Ja byłam z moją klasą tyle lat.I nadal mnie nie traktują,jak jej część.




Rozdział 3.

Pewnego dnia napisał do mnie chłopak.Chodził do mojej szkoły.Treść wiadomości brzmiała tak jak zazwyczaj ,,Hej,co tam?".Oczywiście przy każdej wiadomości pisał buźkę.Z początku pomyślałam sobie,że chce się podlizać,pokazać swoje ,,ja" z lepszej strony,jednak zmieniłam zdanie.Robił to specjalnie,bo mu się spodobałam.Pisał przy każdej okazji,aż w końcu zaproponował spotkanie.Moje serce waliło jak szalone,i wciąż nie mogłam w to uwierzyć.Spodobał mi się,a ja jemu!Byłam prze-szczęśliwa!

Pierwsze spotkanie było bardzo krępujące.Nie wiedzieliśmy,jak ze sobą rozmawiać,a przynajmniej ja nie wiedziałam.Po kilku minutach przejął władzę,i zapuszczał jakieś tematy do obgadania.Później na każdym spotkaniu było jak w szkole,rozmowy o czymkolwiek.Po kilku miesiącach wyglądało to trochę inaczej.Umówiliśmy się,chciał mnie zobaczyć,no tak jak zwykle.Oczywiście,tak mogłoby się wydawać.Wyglądał jakby trochę inaczej...a może tak się zachowywał?W każdym razie wyczułam,że jest coś nie tak.Zachowywał się trochę nie pewnie,aż w końcu złapał mnie za ręce,i spojrzawszy głęboko mi w oczy,powiedział,że mu się podobam.Myślałam,że odlecę!To była euforia!Przytuliłam go,i tak właśnie,zostaliśmy parą.


Rozdział 4.

Któregoś dnia przybiegł do mnie sąsiad.Powiedział,że potrzebuje mojej pomocy.Był o 3 lata starszy,niedawno się wprowadził.Był to spoko chłopak o ciemnych oczach i włosach.Jak jakiś rock'men po prostu.Imponowały mnie te klimaty.Miał problem z głośnikami i projektem dotyczącym tego,co właśnie mieliśmy zrobić.Dostał zaproszenie na pewną imprezę,miał robić za Dj'a.Nie wiedział które głośniki wziąć,jak rozpracować i narysować plan wydarzeń.Oczywiście,każdy głupi by wziął największe głośniki,lecz w tym był problem.One nie miały tego,co te małe.Jedne miały plusa,ale drugie również.Pomogłam,a przynajmniej zrobiłam co w mojej mocy.Wybraliśmy odpowiednie głośniki,a później narysowaliśmy projekt.Muszę przyznać,że miło spędziłam ten czas,jednak po chwili chciałam to cofnąć.

Mój chłopak odwiedził mój dom niespodziewanie.A kogo zastał?Ano rodziców,którzy powiedzieli,że ,,poleciałam z jakimś chłopakiem,chyba sąsiadem".No ale,z chłopakiem!Wkurzył się.Nie wiedział o co,no ale wkurzył się,no bo ,,chłopak".Nie dał mi dojść do słowa-histeryzował.Uznałam,że to bez sensu i tak po prostu w trakcie jego narzekań,powiedziałam tak jak ,,Dzień dobry" - ,,Zrywam z Tobą".Był na prawdę wspaniałym chłopakiem,ale nie liczył się z moim zdaniem,a ja nie pozwolę tak traktować swej osoby.Spytał się ,,Tak po prostu?!".Na jgo twarzy było widać wiele emocji,a u mnie-zero.Po prostu nic nie czułam.Nie czułam smutku,nie czułam złości,miłości,przyjaźni,rozłąki,bólu,cierpienia,radości,spójności.Po prostu nic.Puste nic.Stałam jak kołek z oczami zgaszonymi.Byłam obecna myślami zupełnie gdzieś indziej.Wiedziałam,że tłumaczenie na siłę nic nie da,był pod wpływem złości,więc i wkurzony tak po prostu sobie poszedł.Pewnie pomyślał,że nie traktowałam go na poważnie przez ten cały czas.Normalnie by się pokazało,że nam zależy.I może właśnie w tym polegał problem.Ja nigdy nie pokazywałam,że mi na czymś w mym życiu zależy.Nigdy.



Rozdział 5.

Minęły zaledwie dwa tygodnie.Nie odzywaliśmy się do siebie.Jedyną osobą,z którą rozmawiałam był mój sąsiad.Śmieliśmy się zajadając kolację zrobioną przez jego mamę.Lubiłam u niego przebywać.To nie to co w moim domu,wieczna cisza przerywana kłótniami rodziców.Tutaj było tak spokojnie.I wtem naszła mnie myśl,że może życie mi się poukłada.W trakcie rozmowy,złapał mnie za rękę.Na początku wyglądało to na wypadek,ale po zorientowaniu,nie zabrał jej z powrotem.Tak po prostu się najnormalniej na świecie uśmiechnął.Kolejny rodzaj euforii w sercu ,,Złapał mnie za rękę!".I wtem gdy tak szczęśliwa przechodziłam przez ulicę,jakiś koleś wymusił pierwszeństwo,i tak po prostu...mnie przejechał.Zmarłam na miejscu.Wtedy pierwszy raz poczułam,że jednak...na czymś mi zależało.Na dobrej opinii o swej osobie,oraz..by ktoś mnie pokochał.A ja tak po prostu,zmarłam na miejscu!Życie czasem płata takie straszne figle...Żałowałam.Żałowałam,że nie potrafiłam płakać.Że nie rozpłakałam się,gdy mój ,,były" mi nie wierzył,że nie pokazałam mu,jak mi na nim zależy,na uczuciu bycia kochanym.Żałowałam wszystkiego.I wtem narodziłam się ponownie w nowym świetle,i tak niczego nie pamiętając,zaczęłam żyć od nowa,mimo,że to kolejny rozdział.

Ktoś chyba za dobrze bawi się naszymi uczuciami...


A może tak po prostu.......jesteśmy czyimiś pionkami?