piątek, 5 września 2014

,,Nauka za kratami"

Prolog

Szkoła nie posiada tylko plusów.Życie ucznia jest porównywalne do męczarni.Budynek ten jest podobny do więzienia,lecz bez krat.Młodzież wygląda zdrowo,lecz psychika jest zrujnowana.Jesteśmy dzisiejszymi ofiarami...

Rozdział 1.
Moje piekło zaczęło się na dobre w wieku 6 lat.Musiałam iść do zerówki.Dziecko jak dziecko,niczym się nie przejmuje,lecz nie w moim przypadku.Wszyscy świetnie się dogadywali,być może dla tego,że większość się znała.Ja byłam na poboczu,a gdy już byłam w centrum uwagi,jedyne co było kierowane w mą stronę,to złowrogie spojrzenia.Pewne dziewczyny się nade mną znęcały,jednak ja byłam twarda.Mówiłam to co myślałam,czyli całą prawdę jaką w sobie tłumiłam o złych ludziach.Mimo to,coś zajmowało zbyt wiele miejsca w mej głowie,a czegoś mi brakowało.Ma dusza się pomieszała.Gdy były miłe,ja również to odwzajemniałam,nawet gdy wiedziałam,że czegoś chcą.Zbyt wiele złości mnie wypełniało,więc chciałam choć trochę być dobra,przynajmniej miła..To nie było to.Nie ważne jakbym się nie starała,moja klasa mnie obgadywała i ze mnie kpiła.Jak na dzieci,byli na prawdę wrednymi.Cały rok minął mi jak odsiadka w pudle.Poza szkołą nic nie wyglądało inaczej.Każdy sąsiad,każda osoba,każde dziecko mnie ignorowało.Jedyne co pamiętam,to wieczne kłótnie i walki.Nic przyjemnego.Chciałam,by jak najszybciej się to skończyło.

Rozdział 2.

Będąc w pierwszej klasie,zauważyłam pewną rzecz,która mnie zasmuciła.Byłam jedyną dziewczyną z grupy z zerówki.Nie to,że tęskniłam za kimś,kto mnie obrażał i brał mnie za rywala.Chodziło o to,że nikogo nie znałam.Każdy był mi obcy.Niestety,już po kilku dniach nauki byłam w stanie stwierdzić- nie zaakceptowano mnie.Moje piekło zaczęło się powtarzać.I tak do gimnazjum.Przez ten czas bardzo się zmieniłam,a mimo to byłam nadal sama.Zaczęłam zsyłać każdemu radosne uśmiechy.



                        SZTUCZNOŚĆ





Starałam się być miła,i nie rzucać się w oczy.Nic nie pomogło.Musiałam się z tym pogodzić,i się pogodziłam..do póki nie zostało to zachwiane..

Rozdział 3.
Klasa,która miała z nami w-f,była w większości wypełniona dziewczynami.Kumplowałam się z nie dużą grupką.Pewnego dnia zauważyłam,że bardzo zbliżyłam się do dziewczyny z ich klasy.Zaczęłyśmy rozmawiać ze sobą przy każdej okazji,nawet gdy byłyśmy zajęte.Miała spore problemy z nauką,więc na każdej wolnej przerwie jej pomagałam.Doradzałam,jak czegoś się szybciej nauczyć,i o co chodzi w wielu rzeczach,zadaniach.Spotykałyśmy się dzień w dzień,mimo dużej ilości nauki.Pakowałam potrzebne zeszyty do torby i kroczyłam dużym krokiem w jej stronę.Zawsze po mnie wychodziła,uznałyśmy pewne miejsce za punkt,gdzie miałyśmy się stawić.Nie mogłyśmy po prostu bez siebie wytrzymać!I tak pomyślałam…czy to jest właśnie…



                         PRZYJAŹŃ?


Niestety,nawiązała ponowny kontakt ze starymi ,,kumplami”,a właściwie kumplem.Nie był on dobrym człowiekiem.I nie chodzi tu tylko o to,że palił,pił,ćpał i wszystko inne co możliwe.Po prostu źle się zachowywał.Ona była w nim zapatrzona,a on tylko ją wykorzystywał.Nie ważne,ile razy jej to mówiłam,ile razy chciałam przetrzeć jej oczy,ona była w niego zapatrzona!Zaślepiona!Było to do tego stopnia,aż zrobiła ze mnie tarczę ochronną.Gdy napisała mu coś,co go wkurzyło,zaczęła mu wmawiać,ŻE TO JA PISAŁAM.Bardzo się przez niego zmieniła,mimo tego,że się nie spotykali.Okłamywała mnie.



   STAŁA SIĘ FAŁSZYWA.


Uznałam,po co mi taka kumpela?Więc zerwałam z nią kontakt.Dopiero wtedy moje oczy się otworzyły do tego stopnia,że widziałam w niej same negatywy.Cały czas chodziła oburzona,nigdy się nie uśmiechała.Chociaż czasami śmiała się z byle czego jak idiotka…Nie była kulturalna,i nie miała za grosz wstydu.To chyba jednak nie była przyjaźń…



Rozdział 4.
Po pewnym czasie zauważyłam,jak niektóre me punkty wygasły.Nie przeszkadzało mi,że prawie na każdej lekcji siedziałam sama,że z nimi nie rozmawiałam na przerwach,że po prostu byłam sama.Ale…tu nie były tylko pozytywy…Zaczęłam się bać.Opanowało mnie przerażenie.Każda osoba,z którą kiedyś się trzymałam,stała się mym wrogiem.Nie chciałam,by stało się to ponownie.Nie chciałam nikomu zmącić głowy,nikogo zranić.Jednak w tym samym czasie raniłam samą siebie.Jak to możliwe?Jak to możliwe,że inni tak po prostu mają tak wielu przyjaciół?!A ja…ani jednego.Nawet trudno mi o dobrą koleżankę,o jakąkolwiek koleżankę.Zamknęłam się w sobie doszczętnie.
Nadszedł czas zmiany szkoły.Trzecia gimnazjum dobiegała końcu(na raszcie!).Poszłam do liceum.Z początku wszystko wydaje się takie ładne,proste,realne.Aż w końcu,zauważasz ludzi dookoła.




       LICZBA WROGÓW
       SIĘ ZWIĘKSZYŁA.


Wszyscy patrzyli na mnie tak złowrogim spojrzeniem!Wyśmiewali mnie,robili sobie ze mnie żarty.Dla nich to była zabawa,lecz nie wiedzieli,jak się czułam.Moje kolejne lata męki,moje piekło,moje dziesięcioletnie piekło..


                      ZACZĘŁO SIĘ POWTARZAĆ.


Wszystko stawało mi przed oczami.Bałam się!Tak strasznie się bałam!Mimo że pomogłam tak wielu osobom w swym życiu,nikt mi nie pomógł!Była sama!Totalnie sama!Drastyczne myśli zaczęły się nawracać ze zwiększoną siłą.,,Chcę umrzeć” brzmiało według mnie nie stosownie,więc myślałam,mówiłam-,,Chciałabym zniknąć,na wieki”.Codziennie cierpiałam,płakałam z bólu,jaki wypełniał mą głowę,me serce.Zaczęłam się ciąć.Kiedyś się od tego powstrzymywałam,mimo iż wydawało mi się to przyjemne.A teraz…było to naprawdę przyjemne!Choć na chwilę zapomniałam o bólu psychicznym,a skupiłam się na fizycznym.Nie tylko to nade mną zapanowało.Zaczęłam chudnąć w oczach.Można było pomyśleć,że mam bulimię.Jednak ja byłam chora tylko i wyłącznie psychicznie.Wykończyłam się.



Rozdział 5.
Pewnego dnia miało miejsce dziwne zjawisko.Znaleziono za szkołą ciało.Ludzie zauważyli,że na ostatnim szkolnym piętrze było otwarte okno.Wszyscy szybko pobiegli do sekretariatu zobaczyć taśmę z kamer.I co zobaczyli?Pewna dziewczyna,tak po prostu,w trakcie ósmej lekcji chodziła sobie po korytarzu.To nie był zwykły spacerek.Upewniała się,czy nikogo nie ma w pobliżu.Gdy już zorientowała się,że jest sama,tak po prostu-podeszła do parapetu,przesunęła delikatnie kwiatki na bok,otworzyła okno.Na oścież.I tak zwyczajnie,weszła na parapet,usiadła sobie na nim od strony zewnętrznej.Porozglądała się trochę,spojrzała w lewą stronę,potem w prawą.I tak po prostu,odepchnęła się rękoma,i…zniknęła.Odpokutowała na chodniku.








I tak właśnie zniknęłam na wieki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz