czwartek, 11 grudnia 2014

         ****
Kiedyś nie pomyślałabym,że stanę się taką osobą,jaką jestem teraz.Świat wita mnie w czarno-białych barwach.Właściwie to nie ma tu nawet miejsca dla bieli.Jest tylko czerń i zbyteczna szarość,by wszystko się nie zlewało w jedną plamę.W dzieciństwie nie potrafiłam działać w grupie.Ludzie zawsze mnie porzucali,w towarzystwie się ze mnie wyśmiewali,ale ja byłam twarda.Zawsze byłam przeciwko nim.Może i bolały ich moje słowa,ale nie obchodziło mnie to.Ważne było dla mnie własne dobro.Nie potrafiłam płakać.Bawiłam się sama z sobą,rozmawiałam z samą sobą,cieszyłam się samą sobą.Mimo,że wszyscy mnie  nienawidzili,byłam wpatrzona w jedną osobę.Naprawdę bardzo uroczą osobę.Mimo,że i ona również…widziała we mnie demona.Wszyscy brali mnie za potwora,więc nim się stałam.
Gdy zaczęłam dorastać,kolory świata powoli zaczęły blaknąć.Wszędzie widziałam tylko szczęśliwych ludzi,śmiejących się,obejmujących nawzajem.Zaczęło mnie to wszystko denerwować,te ich uśmiechy,radość,kwiatuszki fruwające obok ich szczęścia..Może dlatego,że sama nie potrafiłam tego dosięgnąć.
Dorastanie zaczęło tworzyć w głowie nowe myśli.Samotność dawała się we znaki.Choć nie przeszkadzało mi to,że nigdy z nikim nie wychodziłam z domu,nikt nie stawał za mną w obronie,nikt ze mną nie rozmawiał,nikt mnie nie zauważał.I wtedy tak nagle…zachciało mi się zmiany.Również chciałam nabyć przyjemne wspomnienia.Również chciałam się śmiać razem z innymi.I gdy zaczęłam powoli wybijać się w górę,pojawiły się nowe osoby na mej drodze.W mym otoczeniu zaszły całkowite zmiany.Znowu zostałam porzucona.Zagłębiałam się w internecie.Szukałam czegoś nowego,przyjemnego.Zaczęłam oglądać nałogowo różne filmy animowane,żyłam w świecie fantazji.To było naprawdę kojące uczucie.Lecz wtedy nagle..pojawiła się chęć przeżycia tego wszystkiego na własnej skórze.Mój umysł zmienił się o 180 stopni.Już nic mnie nie obchodziło.Odpuściłam sobie.Byłam miła dla ludzi,odwzajemniałam ich pozorną fałszywość.Zawsze siedziałam cicho,wszyscy byli według mnie niczego nie warci,bezduszni,puści i głupi.Nie obchodzili mnie.Nadal.
I tak właśnie stałam się bezbarwna.Nigdy nie wyrażałam własnego zdania bez konieczności,nie chciałam nikomu się narzucać,ani z nikim mieć do czynienia.Oni wszyscy tylko mnie ranili,podcinali skrzydła szczęścia.
Szczęścia?
Czym właściwie jest szczęście?
Zawsze marzyłam o dobrym przyjacielu,o normalnym przyjacielu,o kim kol wiek,bym miała z kim porozmawiać,podzielić się mymi myślami,problemami,ciężarami życia codziennego.Ale..nikt mnie nie rozumiał.Praktycznie nikt mnie nie zauważał.Wszyscy odkąd pamiętam nazywali mnie dziwakiem.Będąc dzieckiem wszyscy zawsze przede mną uciekali,mówiono mi nawet ,,lepiej by było,gdybyś w ogóle się nie urodziła!”czy też ,,istniała”.A ja im dogadywałam.Cieszyłam się z ich cierpienia.Chciałam,by poczuli się tak jak ja,sprawiedliwość przede wszystkim.I dopiero niedawno zrozumiałam,że tu nie chodziło o zadawanie bólu innym.Po prostu dokuczałam im,bo wtedy mnie zauważali,chociażby na kilka najdłuższych sekund w moim życiu.
A teraz jestem bezbarwna.
Nie widoczna,bez jakich kol wiek uczuć.


I tak właśnie,ludzie odebrali mi moją duszę.
Mój własny kolor,moje uczucia.

                                  Moje życie.








I nadal nic się nie zmieniło.

wtorek, 4 listopada 2014

    Tęsknota


Prolog

Wszystko przychodzi tak niespodziewanie.No może nie wszystko,niektórych rzeczy się domyślamy,ale te,które przyjdą niespodziewanie,mają zazwyczaj największy wpływ na nasze życie.Narzekałam na nudę,na wiecznie ,,nic nie stawanie się”.I w końcu zaczęłam tego żałować.






Rozdział 1-Koniec monotonności.

Dzisiaj są moje urodziny.Rodzice w końcu kupią mi mój ukochany prezent-wypasiony aparat fotograficzny!Rodzice jak zwykle zabiegani,nie mają czasu nawet zajść do sklepu.
-Tato,to zatrzymaj się tutaj a ja szybko po niego pójdę.-powiedziałam.
-A co Ci tak się śpieszy,nie możesz poczekać?-krzyknęła siostra z zadziornym uśmiechem.
-Nie mogę-uśmiechnęłam się,wzięłam od taty pieniądze i ruszyłam ku wejściu.Może nie był to za drogi i luksusowy aparat,ale dla mnie był czymś ważnym.Chciałabym być fotografem.
Właśnie kupiłam przedmiot mych marzeń,i idę szybkim krokiem szczęśliwa do drzwi wyjściowych.Zmierzam ku samochodowi,i wtem usłyszałam dziwny grzmot.Ni to burza,ni samolot.Zawiał mocny wiatr,więc odruchowo zamknęłam oczy,a gdy je otworzyłam…



NIE BYŁO ICH


Nie było samochodu z moją rodziną.Spojrzałam w bok.Samochód leżał na poboczu do góry kołami.Obok niego leżała siedmio-osobówka.Do głowy przyszły mi same najgorsze scenariusze.Stałam jak głupia na środku chodnika.
-TAAATTOOO!MAAAMMOOO!!-biegłam,biegłam do nich.
Na szybach była krew.Samochód miał pełno wgnieceń.
-S-spokojnie!Już dzwonię po karetkę!-wybiłam szybko nr.
-H-halo?Proszę,pomóżcie mi!Mój tata i mama mieli wypadek,m-moja rodzina…Pomóżcie mi!-głos ze słuchawki zaczął mnie uspokajać.Podałam niezbędne dane,już jadą.Chciałam otworzyć drzwi od strony kierowcy,lecz były zastawione drugim samochodem,z którego wyszedł mężczyzna na czworakach.Podbiegłam do drzwi od strony siostry i mamy.Szarpałam się z nimi,jednak były powyginane.Nie możliwe było otworzenie ich gołymi rękoma.Przyjechała straż na sygnale.Przez szybę widziałam tylko moją dwu-letnią siostrzyczkę,jak staje się sina,jak uchodzi z niej życie.Nikt się nie ruszał..nikt.A ja stałam jak kołek na poboczu,i tylko przypatrywałam się,jak obcy ludzie pomagają mej rodzinie,a ja sama nie mogłam nic zrobić,mimo że ich kochałam najbardziej na świecie.Zaraz zaraz…czemu oni…wyjmują worek?I drugi,i trzeci,i jeszcze następny?Przecież to...niemożliwe...niemożliwe!Niemożliwe!!





Rozdział 2 - Świadomość.

-Niestety,nie mogliśmy nic zrobić.Udało nam się tylko uratować kierowcę z drugiego pojazdu.
-I co z tego!?Ja chcę mamę!I tatę!I..i moje siostry!Moje kochane siostrzyczki…-i  wtem po mych policzkach popłynęły strumienie niewinnych łez.Moja rodzina…już jej nie ma.Nigdzie jej już nie znajdę.Mamy nie znajdę w kuchni,taty w garażu,Elizy przed komputerem,a Olci w kąciku z zabawkami.Już nikogo nie znajdę.Będę sama.Jestem sama.Co mam robić?
-Wiem,że jest ci ciężko,dla tego będziesz miała spotkania z psychologiem.Zobaczysz,wszystko będzie dobrze!-powiedział człowiek,mający 6 dzieci i kochającą żonę.On nie wie co to strata,nie wie co to przyzwyczajenie się do kogoś,kogo już nie ma!
Stojąc wtedy na poboczu,patrzyłam tylko,jak wynoszą puste ciała mej kochanej rodziny,ciała bez dusz.Przypatrywałam się tylko w ich zamknięte oczy,bezwładne dłonie,wpatrywałam się w ich ciała,szukając jakichś ruchów,chodź najmniejszego drgnięcia.Nikt nie dał znaku życia.Cztery serca przestały bić,cztery dusze mi uciekły.
Gdy przywieźli ciała do domu,spędzałam z nimi każdą wolną chwilę,nawet przy nich jadłam,rozmawiałam z nimi.Mimo że się nie odzywali,wiedziałam że ze mną byli.Na pewno mnie słuchali.Wzięłam materac,położyłam go między trumny.Leżała Eliza,Olcia,mój materac,mama i tata.Położyłam się.
-Tutaj brakuje jednej trumny.Powinnam w niej leżeć,prawda?Więc czemu w niej nie leżę?Czemu tylko wy leżycie?Czy zawsze muszę być pominięta?Ale wam dobrze!-mówiłam,wiedząc że nikt nie odpowie.Popłynęły łzy.Złożyłam swe ręce na krzyż na piersi.
-Ja też powinnam przywitać się ze śmiercią.


Rozdział 3 – Bezsilność.

-Gdzie ta nasza wnusia się zapodziała..Chodź kochanie,zrobiłam jajecznicę!No gdzie ona jest…-i wtem babcia otworzyła drzwi do pokoju gościnnego.
-Mój Boże..-podniosła załamane ręce,opuściła głowę,spłynęła ukrycie jedna malutka łza…
-Co tam znowu?-przyszedł dziadek.Zobaczywszy obraz przed nim,zamilkł.
W pokoju gościnnym były owe trumny.Otwierając drzwi,pierwsze co rzuciło się babci i dziadkowi w oczy,były cztery trumny i jeden materac-czyli właściwie pięć trumien.Zauważyli leżącą mnie po środku umarłych,z rękoma na piersi,w których błyszczał różaniec.Spałam.Dziadek podszedł do mnie.
-No chodź wnusiu,jedzenie wystygnie-pogłaskał mnie dziadek po głowie.Był spokojny jak zawsze,lecz dało się wyczuć,że próbuje być po prostu twardym.
-Dziadek?
-No chodź,zasnęłaś tutaj..
-Mama!Tata!I moje siostry!-obejrzałam się.Nadal leżeli martwi.
Biały nie zmienił się w kremowy.Martwy nie stał się żywym.Śmierć…nie stała się życiem.

Może i babcia zawsze się uśmiechała i żartowała z dziadkiem,jednak widziałam,jak jest im ciężko.W ich oczach był widoczny smutek…Człowiek…człowiek…Właśnie!Człowiek!Gdzie jest ten facet,co spowodował ten wypadek?!Trzeba go znaleźć…



Rozdział 4 – Wielkie plany.

Znalazłam go,znalazłam tego faceta,idzie właśnie przede mną,a raczej ja za nim.Gdzie on idzie?Skręcił…Zauważyłam ogromny biały budynek z kolumnami.To chyba jego dom.W środku pali się światło,ktoś chrząka się po kuchni.Jego…żona.Ma jednego syna i 2 córki.Gdybym zabrała go im…poczułyby to samo co ja.Nie chciałabym,by ktoś cierpiał tak samo jak ma dusza…Nie chciałabym.Wpatrywałam się nadal w okno.Miał bandaż na głowie i zaopatrzoną rękę.Wszyscy się radośnie uśmiechali.Czemu ja nie mogę się uśmiechać?Czemu człowiek,który spowodował to wszystko,żyje nadal szczęśliwy,a ludzie poszkodowani zginęli?Chociaż właściwie…on również czuje się zatruty.Zabił niewinnych ludzi,z pewnością to go dręczy.Wszyscy…zostaliśmy poszkodowani.

Wracam do domu.Idąc chodnikiem,zobaczyłam kolegę z klasy.Ostatnio opuścił się znacznie w nauce,a sam wyglądał,jak gdyby był w nieładzie.Przestał o siebie dbać.Kiedyś ubierał się żywo,kolorowo,jego czupryna była zawsze uczesana,po prostu dbał o siebie.Teraz ubiera się na czarno,same ciemne kolory,nie widać po nim,żeby kiedykolwiek się uśmiechał.Z pewnością ma jakieś załamanie psychiczne.A może przeszłość go dogoniła?Nie mam pojęcia.W każdym razie jest wiele możliwości,może umarł mu ktoś z rodziny?Może otoczenie go zraniło?Nie wiem.Może tym razem muszę jemu pomóc?Zazwyczaj zaprzyjaźniałam się z osobami,które były odizolowane od otoczenia.Co prawda,tylko ja na tym ucierpiałam,bo po pewnym czasie się do mnie przyzwyczaiły,i zaczęły traktować jak codzienność,jak powietrze,przestały mnie doceniać.No i wtedy jak na mnie przystało,nigdy nie pozwalałam sobą pomiatać,czy też się ze mnie wyśmiewać,więc po prostu zrywałam kontakt z takimi osobami,a te zaś brały mnie za wroga.Najbardziej zabolało to,że poświęciłam się dla tych osób,by czegoś ich nauczyć,a oni potem tak zwyczajnie zaczną Cię wyśmiewać i innych.W moim życiu najważniejsza jest tolerancja i prywatność.Nie ważne jak bardzo ktoś jest inny od nas,zawsze powinniśmy taką osobę zaakceptować.Zawsze.



Rozdział 5 – Działanie.

Jestem w klasie.Koleś,o którym wspominałam,siedzi przede mną.Jak zwykle głowę ma schowaną w zeszytach.Nie chodzi tu o naukę,a raczej o nienawiść do towarzystwa,do wszystkich ludzi,do całego świata.Kaptur ma przewinięty na drugą stronę…No a jak to bywa w moim życiu,wszystko muszę mieć perfekcyjne,więc od razu poprawiam różne rzeczy u innych,informuję ich o zadartej bluzce czy coś w tym rodzaju.Bez namysłu wyciągnęłam ręce,i zaczęłam poprawiać mu bluzę.Gwałtownie się wyprostował.Wyczuł coś w rodzaju ,,zagrożenia”?
-Spokojnie,poprawiam Ci kaptur-powiedziałam.
-Nie musisz.
-Czemu tak myślisz?Nie chcesz dobrze wyglądać?
-Mam wszystko gdzieś,nic mnie nie obchodzi.Ubrudzisz sobie tylko ręce.
Ubrudzę?Czyżby uważał siebie…za brudnego?
-Nie ubrudzę jesteś czysty…-Czemu mi pomagasz?!-przerwał gwałtownie-Nie potrzebuję niczyjej pomocy.
-Nie pomagam Tobie tylko sobie.Jestem samolubnym samolubem,który musi mieć wszystko perfekcyjnie!-powiedziałam z kpiną i najbardziej kwaśną miną,jaką mogłam zrobić.Pozór ,,zniesmaczenia”.Jego gały niczym wypadły z orbit.Na jego twarzy zapanowało naprawdę duże zdziwienie.
-Nienawidzę patrzeć w milczeniu na upadłe dusze-szepnęłam mu do ucha.Wyczułam ponowne zdziwienie.Tym razem jeszcze większe.
-Dlaczego Ty..?-męczyły go jakieś myśli.Nie mógł tego pojąć,czemu mu pomogłam.
Na następnej lekcji siedział obok mnie.W pewnym momencie się zgubił,nie nadążył za zapisywaniem słów nauczyciela.Podsunęłam mu mój zeszyt i pokazałam co ma dalej pisać.Znowu się na mnie dziwnie spojrzał.
-No pisz,szkoda czasu-powiedziałam.
Posłuchał się,spisał.
-Nie musiałaś-jak zwykle się powtarzał.
-Musiałam.
-Nie mu..
-Musiałam!Bo jestem uparta i później miałabym to na sumieniu!Matko…-przerwałam.
-Jego mina przybrała trochę wyraz jakby…komiczny.Jakby chciał się śmiać,a nie mógł.Siedział dalej cicho,buc jeden.I tak to się właśnie zaczęło.Pomagałam mu przy każdej wolnej chwili.Był wiecznie zagubiony i zdezorientowany.Ano właśnie,nie wiecie przecież jak się nazywał.Był to Grześ.Nie lubił jak tak mówiłam,ale uwielbiam te zdrobnienie,jest takie słodkie!Zaczął się do tego przyzwyczajać.
-Grzesiu,wpadniesz dzisiaj do mnie na obiad?Wiem że i tak nie masz nic do roboty,i moglibyśmy razem odrobić lekcje,pouczyć się.Co Ty na to?
-Nie mam ochoty.-powiedział bezdusznie patrząc w bok.
Kłamiesz!-Pomyślałam z szyderczym uśmiechem w myślach.
-Będzie spaghetti-powiedziałam z zachęcającym uśmiechem.
Nic nie odpowiedział.Zgodził się!
Godzina 14:55.Właśnie wróciłam do domu.Biorę się szybko za gotowanie!Grzesiek wiedział gdzie mieszkam,więc powinien przyjść.Martwiłam się tylko,czy się pofatyguje…
Godzina 16.Obiad gotowy,tylko tego ponuraka brakuje,hmm…
Ding dong!O!Dzwonek!Czyżby Grzesiu przyszedł?Przyszedł!Tylko…prawie że go nie poznałam.Jego grzywa była ułożona,założył koszulę,wyglądał na prawdę dobrze!I te jego perfumy…
-Wchodź,wchodź.Jedzenie już gotowe!-powiedziałam uradowana.
Zaczęliśmy jeść.Gdy tylko wziął jednego kęsa,jego oczy zalśniły,jakby zobaczył jakiś kryształ.Smakowało mu!
-Czemu jesteś taka zadowolona?-spytał w trakcie jedzenia.
-To nic takiego!Po prostu nie pamiętam,kiedy ostatnio jadłam z kimś obiad!-powiedziałam szczęśliwa.Od żałoby minęło półtorej roku.Stwierdziłam,że nie mogę naprzykrzać się babci,i zamieszkałam sama w mym dawnym domu.
-A gdzie Twoi rodzice?-spytał zdziwiony.
-Na cmentarzu.
-Sprzątają pomniki?
-Być może-być może…nie wiem co teraz robią.Nie wiem.Ale na pewno gdzieś są.
-A Ty…czemu zapadłeś w sen?Czemu już nie uczysz się tak jak dawniej?Już się tak nie uśmiechasz.Co spowodowało u Ciebie taki stan psychiczny?
Nastała cisza.Krępująca cisza.
-Jeżeli nie chcesz,nic nie mów…
-Nie chcę o tym rozmawiać…
-Rozumiem…ale czy i tak nie minęło wystarczająco dużo czasu,aby się podnieść?Nie możesz przecież wiecznie tak żyć.Zrujnujesz sobie swoją przyszłość.
-Nic nie rozumiesz..
-Wiem więcej niż myślisz
-Właśnie że nie!-wybiegł.
Ahh,spłoszyłam chłoptasia.Szkoda…Ale to on mnie uraził,ja nie będę go przepraszała.powiedziałam,że jak nie chce,niech nie mówi.Zaczął,to i niech skończy.


Rozdział 6 – Spotkanie.

Mamy wtorek…zastępstwo?Nie mamy dzisiaj polskiego,tylko zastępstwo,hmm…Właśnie wszyscy weszli do klasy,rozpoczyna się lekcja.Dzisiejsze zastępstwo mamy z jakimś panem,nazwiska nie kojarzę.I oto owa istota wchodzi do klasy.To przecież…ten człowiek!Człowiek,który odebrał mi rodzinną atmosferę!Który zabrał mi mamę i tatę,który zabrał moje siostry.Zabrał ich…Odebrał mi…Po półtorej roku znowu go spotykam.I wszystko jak żywe,staje przed mymi oczami.
Grzesiek zauważył zszokowanie na mej twarzy,przyglądał się mi uważnie.Sam również dostał osłupienia.Osoba tak twarda jak ja,nagle została zaskoczona.Kamień zaczął się kruszyć.
Mężczyzna sprawdzał obecność.Każdego kogo wyczytał,szukał wzrokiem po klasie i się przyglądał.Gdy padło moje nazwisko,zaświtało mu coś w głowie.Spojrzał w moją stronę.Na jego twarzy zapanowało zdziwienie,szok.Czyli jednak…

      POZNAŁ             MNIE.


-Obecna-powiedziałam.
On się na mnie jeszcze patrzył,wpatrywał zszokowany.Po chwili się speszył i kontynuował dalej.Grześ to zauważył.Do końca lekcji nie dawało mu to spokoju.Spoglądał się na mnie co chwilę,ale i tak się nie odzywał od tamtejszego obiadu.Wychodząc z klasy,pan Krzysztof (bo tak nazywał się owy pan) poprosił mnie na chwilkę do siebie.Ustałam przy biurku.On również stał,i przyglądał się mi,przyglądał się mej twarzy w milczeniu.Przypominał biednego staruszka.Miał brodę,okulary,a jego oczy były pełne żalu i smutku.
-Przepraszam-powiedział z bólem w gardle.
Spod jego okularów popłynęła mała stróżka łez współczucia.A ja patrzyłam,patrzyłam w milczeniu,wpatrywałam się w owego biednego człowieka.
-W porządku-wydusiłam.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-W porządku.Najważniejsze,że nic  się panu nie stało,w końcu ma pan rodzinę,dla której musi pan być-powiedziałam z uśmiechem.
Jego zdziwienie jeszcze bardziej wzrosło,Po chwili ukazał się na jego biednej  twarzy uśmiech.
-Dziękuję!-powiedział z szerokim uśmiechem,po czym wybiegł z klasy,widocznie gdzieś się spieszył.A ja stałam cały czas bez ruchu w tym samym miejscu,ze sztucznym uśmiechem,i nagle poczułam…łza?Z much oczu popłynęły łzy.Tak wiele łez.Stałam na środku pustej klasy jak kołek,i chowałam twarz w dłoniach.Płakałam jak nigdy.


Mój żal,przerodził się w słoną ciecz.


Rozdział 7 – Niewiedza.


Pewnego dnia wychodząc ze szkoły,usłyszałam za plecami znajomych głos.Wołał mnie Grześ.
-Możesz na chwilkę?-spytał.
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy.Prowadził mnie w jakieś zaćmione miejsce.Otaczał nas las,ustaliśmy za jakąś nie udaną budowlą z cegieł.
-Pamiętasz…gdy spytałaś się mnie,czemu…czemu się nie podniosłem.Kilka lat temu zmarła moja mama.Rodzina najpierw rozpadła się psychicznie,później fizycznie.Nie potrafiłem sobie z tym poradzić,a nawet jeżeli…nie miałem po co…
-W porządku,mogłeś tak od razu powiedzieć – powiedziałam z uśmiechem.
-Czemu…czemu nie jesteś zdziwiona?Normalnie mówiąc coś takiego,druga osoba załamywała się,była w szoku,płakała…jej uczucia były jak po obejrzeniu horroru!A Ty…Ty po prostu…mnie rozumiesz?
-Mówiłam,że wiem więcej niż Ci się wydaję,prawda?
-Ale…
-Wiem jak się czujesz.Wiem,że nie potrafisz wypełnić pustki w swoim sercu.Ale ona jest właśnie po to,by być pustą.Nie ważne czego byś nie zrobił,czy zastąpił wspomnienia innymi wspomnieniami,czy wypełnił swe życie zemstą.Ta pustka i tak zostanie,nic więcej.
Widać moje słowa go poruszyły.Stał bezczynnie ze spuszczoną głową.
-Będzie lepiej,zobaczysz – pogłaskałam go po głowie.
Złapał mnie za rękę,trzymał ją w swych ciepłych dłoniach.
-To nie sprawiedliwe – wyszeptał – czemu nic nadal nie wiem o Tobie…o Twej rodzinie?Powiedz mi coś…
-Hmm…pewnie zastanawiasz się,czemu Cię rozumiem?A więc półtorej roku temu,dostałam na urodziny prezent,którego nigdy bym sobie nie wymarzyła.Mój tata,mama,oraz dwie siostry zmarły na miejscu po przez wypadek samochodowy.Mężczyzna mający z nami zastępstwo z matematyki był sprawcą owego zdarzenia.Kiedyś sporo pił…Te półtorej roku…były dla mnie najdłuższe…-z prawego oka popłynęła łza.Nie wiem czemu,ale spłynęła po mej twarzy,rzeka gorzka jak mieszanina żalu z zemstą.Ale nie chciałam się zemścić.Nie chciałam.-A najlepsze było to,że wszyscy zginęli przez moje głupie zachcianki,zachciało mi się aparatu cyfrowego!A że tato nie miał gdzie zaparkować…
Przytulił mnie.Oboje płakaliśmy skrycie,lecz teraz…







nasze drogi łez płynęły z tego samego źródła.

piątek, 3 października 2014

  ,,Niebiańskie Piekło”

Prolog.
Szarpiąca się dziewczynka ze starszym mężczyzną.Krzyki i przeraźliwe piski.Złe zamiary i przerażenie,strach.I już wiemy,że dojdzie do tragedii.


Rozdział 1.

                             2.10.2014r.
Stoję w mym pokoju.Przyglądam się wszystkiemu w milczeniu,spoglądam w okno.Jest tak cicho.Właśnie świat słońce…muszę coś zrobić.Idę do szopy i szukam kosy.Poleruję i ostrzę ją.Na samym przygotowywaniu się tracę kilka godzin.
-Tak nie można!-ktoś krzyknął zza mych pleców.To Tina,moja koleżanka,mająca 14 lat.Nie odzywam się,liczę i czekam na jej kolejne słowa.-Słyszysz mnie?Tak nie można!!To jest złe!!-krzyczała dalej.
-A co mam innego zrobić,pozwolić złym uczuciom gościć w mej duszy przez całą wieczność?!Muszę się pozbyć tego uczucia…
Od kilku dni obserwowałam tego samego mężczyznę.Chodził w kapturze,miał zarost-nie był zadbany.Dzisiaj mija 4 dzień od posiadania go na oku.Muszę to zakończyć.Ruszam szukać faceta.Jestem bardziej skupiona niż kiedykolwiek,a kosa błyszczy w mej dłoni.Nikt nie zwraca na mnie uwagi,nikt mnie nie widzi.Biegnę za mężczyzną,mam go!Czekam na odpowiednią godzinę.Chodzę za nim krok w krok kilka godzin,czekając aż zapadnie noc.Teraz jest odpowiednia chwila!Skoczyłam z drzewa tuż za jego plecami.Ustał,wyczuł mą obecność.Ostrożnie odwrócił się do tyłu.
-Długo czekałam na ten dzień.Jak wiele osób do tej pory zabiłeś?Jak wielu dzieci pochowałeś,ty gnojku!?!A może zacznijmy od tego…pamiętasz,co robiłeś 9 lat temu,dokładnie w tym samym miejscu,i o tej porze?Dokładnie dnia 2 października 2005 roku,przy pobliskim parku o godzinie 18:42?To wtedy…ZABIŁEŚ MNIE!!TO JA BYŁAM TĄ DZIEWCZYNKĄ!!!!!
Zgadza się.Nie wiedział mnie,byłam zwykłą duszą bez ciała,a jednak wyczuł mą obecność,wiedział o co chodzi…i kto go znalazł.
-Teraz jest 18:41.Za kilka sekund przestaniesz istnieć.
-NIE!NIEEEE!!!!!-zaczął krzyczeć i uciekać.Patrzyłam cały czas na zegarek.Wybiła 42 minuta.I wtem moja kosa go dosięgła,przejechał go tir.Ma dusza została oczyszczona,stała się lekka.



Rozdział 2.
Wracam do mego miejsca,do błękitnego Królestwa.Niebo jest przepiękne,a dzisiaj mogłam zejść na ziemię na jeden dzień,gdyż dzisiaj była ma rocznica,tak jakby ,,urodziny”,lecz te ,,błękitne”.Idąc pośród chmur,zauważyłam Złotą Bramę,Bramę Nieba.O dziwo wrota były zamknięte…Szarpnęłam złote pręgi,lecz te ani drgnęły.
-Hej!Co jest?Otwórzcie mi!!-krzyczałam siłując się z bramą.
-Twoja koleżanka cię ostrzegała.-powiedział ktoś zza mych pleców.Odwróciłam się.Stał tam chłopak o blond,kręconych włosach,a jego oczy były wypełnione krwią,czerwone oczy.Był naprawdę przystojny!Tak na oko miał 17-18 lat.
-Czego chcesz?-spytałam.Miał czerwone oczy i stał tak jak ja,poza bramą.Musiał być z Piekieł.
-Przelałaś ludzką krew nie posiadając ciała.Zabiłaś człowieka bez żadnego żalu,i tym samym podpisałaś pakt z Diabłem.
Co?Jaki pakt z Diabłem?!Co on mówi?!
-EEEEJJJ!!OTWÓRZCIE DO GŁUPIĄ BRAMĘ!!!!-zaczęłam krzyczeć.
-To na nic,nikt cię nie słyszy,już za późno.Idziesz?Czy może mam wysłać kogoś bardziej przekonującego?
Nie mogłam uwierzyć!Ja?Pakt z Diabłem?Dlaczego?To niemożliwe!
-Idziemy.-powiedział.Cały czas był spokojny.
-Nie przeszkadza Ci to?-spytałam,idąc za nim ze spuszczoną głową.
-Co takiego?
-Że służysz Diabłu,i jesteś w Piekle…że pomagasz komuś,kto jest zły?
-Ani trochę.Przyzwyczaiłem się.I w końcu on jest taki jak ja,nie mam mu nic za złe.A teraz siedź cicho,nie zamierzam z tobą rozmawiać…
Szłam za nim powoli.Właściwie to oboje szliśmy tym samym tempem.Tak strasznie czułam się głupio.Zdradziłam Boga,zdradziłam kogoś,kto mnie uratował.Tak mi przykro…

Rozdział 3.
Wszystko dookoła mroczne.Albo ciemno,albo czerwień uderza w oczy.Wszędzie ognie.Wszędzie parzący upał.Krzyki i piski.Wieczne męczarnie.I pomyśleć,że znów wracam do ziemskich,normalnych nawyków.Znów będę cierpieć.
-,,Wierzę w Boga Ojca…”-zaczęłam się w myślach modlić.I wtem wszystkie dźwięki ucichły.Nie,one trwały dalej,to me uszy je odpychały.Wszystko wyblakło,otoczenie stało się bardziej znośne.Wiedziałam!Bóg jest jednak ze mną!Uciekłam,biegłam ile sił w nogach!Biegłam i biegłam,biegłam do mej wspaniałej bramy,do mega zbawienia.Szukanie jej zajęło mi trochę więcej czasu niż zazwyczaj.Jest!Znalazłam ją!I wtem…na mej twarzy zapanowało zdziwienie.Ma Brama…znikała.Z każdą chwilą stawała się coraz mniej dla mnie widoczna.Upadłam na kolana.Czyli to już koniec?Już tam nie wrócę?Zakryłam swą twarz dłońmi,po których spływały łzy.Ja chcę tam wrócić..nie chcę znowu cierpieć.Gdybym jeszcze żyła,wtedy mogłabym powiedzieć ,,Chcę umrzeć”.Ale ja już…jestem martwa…Kwiczałam bezgłośnie.

          UPADŁAM
Co mam robić?Nie chcę tak żyć…co ja mówię,jestem przecież martwa,więc nie żyję..Jak mam to określić?I wtem otoczenie się zmieniło,razem z Bramą,zniknęło Niebo.Znalazłam się ponownie w Piekle.A przy mnie stał ten chłopak.Jak zwykle na jego twarzy nie było widać żadnych emocji.Czekaj czekaj…gdzie jest ma ofiara?Muszę znaleźć tego mężczyznę!I tak jestem w Piekle,będę się nad nim znęcała przez całą wieczność!Wyrwałam jak strzała w tłum cierpiących dusz.Chłopak krzyknął coś w stylu ,,STTÓÓÓÓJ!!” i zaczął mnie szukać w tłumie.Był nawet że przerażony.A ja biegłam,i biegłam,szukając mego nieszczęścia.Nigdzie go nie było,nigdzie.
-W końcu cię znalazłem!-przybiegł zdyszany blondynek.
-Czemu za mną biegasz?Nie jestem przecież chyba do niczego ci potrzebna?-oho.Na jego twarzy zapanowało dziwne ,,zdziwienie”,i coś w rodzaju…rumieńca?
-A tak jakoś,i tak nie mam nic do roboty…-próbował się wymigiwać.Czyżby mnie polubił?A może nie zna tu nikogo oprócz mnie?Chyba to drugie…
-Kurde!Nigdzie go nie ma!-krzyknęłam wkurzona.
-Kogo?
-Faceta,który mnie zabił!
.
.
.
-Gdzie jest Diabeł?-spytałam znienacka.
-Że co?!-krzyknął przerażony.
-On mi na pewno powie,gdzie ten człowiek jest,a właściwie jego dusza…
-To nie możliwe!Diabeł sam wybiera kogo chce widzieć!
I nagle coś grzmotnęło,tło się jakoś rozmazało.Poczułam się bardzo dziwnie,naprawdę dziwnie.Eee?Nasze otoczenie się zmieniło,było pusto,i bardziej mrocznie.
-Coś się stało,młoda duszyczko?-spytał z szyderczym uśmiechem.Tak…to było te diabelskie stworzenie.
-Gdzie on jest?
-Kto taki?-spytał.
-Ten facet co mnie zabił!
Spojrzał się na mnie dziwnie.
-Przykro mi,ale na mej liście nie ma osób,które zabiły mych niewolników.Są tylko ci,których zabili.
-W takim razie i tak go znajdziesz.
Chłopak i Diabeł spojrzeli się na mnie dziwnie.
-To w końcu ona cię zabił,czy ty jego?
-On mnie,a ja jego.Znaczy się…on mnie zabił 9 lat temu,a ja go dzisiaj.
-Jak to możliwe?Nie masz przecież ciała,jesteś zwykłą,bezbronną duszą-powiedział diabeł.
-No ale jednak przejechał go samochód.-powiedziałam
Spojrzeli się na mnie jeszcze dziwniej niż wcześniej.
-W takim razie co Ty tu robisz dziewczyno?!-spytał się zdziwiony Diabeł.
I wtem ich zdziwienie stało się jeszcze większe.Wokół mej duszy pojawiła się dziwna poświata.Tak jakbym…się świeciła.I nagle…me otoczenie zaczęło się zmieniać.
-Czekaj!!-krzyknął chłopak wyciągając do mnie ręce,lecz nim się spostrzegłam,byłam gdzie indziej.Wszędzie był szary błękit,nieskończony błękit.Odwróciłam się,i tam zobaczyłam…Bramę,Złotą Bramę.W końcu ją widziałam!
-CZEEEEKAAAAJJ!!-krzyczał ktoś z oddali.
To ten chłopak!Co on robi?
-Nie mogę już dłużej tego znieść,nie potrafię!-krzyczał zdyszany.
-Zaraz mi się wytłumaczysz czego nie możesz znieść,a teraz powiedz…udawałeś?Wiedziałeś razem z Diabłem jaki miałam życiorys,prawda?
.
.
.
-Przepraszam!-przytulił mnie-Nie chciałem żeby tak wyszło,ja po prostu…chyba za bardzo cię polubiłem,mimo że nie pozwalałem sobie rozmawiać z tobą zbyt dużo,to jednak…pokochałem twe samo milczenie!Nie wiem co robić!
Wtuliłam się w jego ciepłe ramiona.Może nie były takie ciepłe-ciepłe jak ludzkie,ale jednak jakiegoś rodzaju ciepło czułam.Milczałam przez kilka minut,wsłuchując się w jego szybkie oddechy po biegu,i tak jakby…płacz?Heh,jakie to głupie…Jak dusza może płakać,i jak dwie dusze mogą się przytulać?I jeszcze kolejna komiczna sprawa…Ktoś z piekieł pokochał kogoś z Nieba,niesamowite…





Czyżbym teraz…




























……………………………………………………………………………………………..……była skazana na nicość?

Czasem silniejszym jest się samemu,niż będąc w grupie.

niedziela, 28 września 2014

         ****
Trzymam w dłoni sznur zwinięty w pentlę.I nie mam odwagi,by spojrzeć na świat innymi oczyma.Ściskam dłoń co raz bardziej,szlocham na kolanach.Nie wiem co robić.Ten ból jest nie do zniesienia.Ból pustki.Ból braku uczuć.Ból codzienności…

              Boli…


Nie wiem już co mam robić…I jak martwy anioł,płaczę.Wszystko jest rozmazane.I stoję po środku życia,a śmierci.Boję się.Boję się co będzie dalej.Czy będę coś pamiętała,czy będzie bolało,czy znów będę cierpiała?Nie wiem.I się boję.Chcę zniknąć,lecz nie mogę.Niech ktoś mi w końcu pomoże…niech ktoś mnie powiesi.Niech ma dusza zawiśnie w powietrzu,chcę odlecieć.Pomocy!To mnie wszystko zabija,a mimo to żyję dalej.Nie cierpię tego!Nienawidzę tego!




     POMOCY!

sobota, 13 września 2014

      ,,Obrazy ciała”

Prolog.
Każdy z nas jest wypełniony różnymi obrazami.Nasze ciała są ubrudzone sztuką,dotknięte tuszem oddającym piękno.


Rozdział 1.
Dzisiejsze życie wygląda zupełnie inaczej od poprzedniego.Historia ta zaczęła się bardzo,bardzo dawno temu,jeszcze przed wynalezieniem papieru.Ludzie tak zwani ,,z wyższych sfer” posiadali nas - ,,ludzi z niższych sfer”.Byliśmy sprzedawani na różne sposoby.Akurat trafiłam do przedziału ,,dla artystów”.Ludzie z tej że grupy byli sprzedawani tym,którzy chcieli rysować dzieła.Na naszych ciałach pojawiały się różne,niezmywalne malunki (tatuaże).Trafiłam do starszego człowieka,który był wypełniony smutkiem,żalem a za razem czymś mrocznym.Rysował na mym ciele różne sadystyczne rzeczy.W tych czasach to był naprawdę wielki wyjątek.Ludzie malowali same kolorowe,jasne rzeczy.A ja trafiłam na ciemność.Ci,którzy byli w tej grupie co ja,byli tylko zwykłym papierem,który się porusza.Nasz właściciel nie miał prawa wykorzystywać nas do innych rzeczy,tylko do rysowania.Tak jak każdy nastolatek,chodziliśmy do pewnego rodzaju szkoły.Wszyscy byli tacy kolorowi!A ja…byłam czarna.Ludzie się mnie bali,nie chcieli nawet na mnie patrzeć.Rysunki na mym ciele ich przerażały,dla tego też….się mnie bali.Nikt ze mną nie rozmawiał.Nazywali mnie demonem,potworem,wszystkim co mroczne.Mój właściciel widział,czuł we mnie ten ból,jednak on również musiał się kształcić.

Rozdział 2.
Pewnego dnia przyszedł do mego pana gość.Jak to bywało w tych czasach,byłam przedstawiana jako obraz.Na mych rękach znajdowały się mroczne dłonie,demony z szyderczymi twarzami,różne ptactwo,kajdany,pazury.Jednak największy,najlepszy as był na mych plecach.Obejmowało całe moje plecy…krwiste,demoniczne oko.Każdy widząc to,był przerażony,po czym odwracał wzrok,próbował upozorować śmiech i zmieniał temat.A że też mój pan był mroczny,tak i jego przyjaciele byli do niego podobni.Któregoś dnia wpadła do niego czarna zgraja.Wszyscy wyglądali tak samo-czarne ubrania,dodatki,tatuaże.Byli piękni.Jak wampiry,uwodzące demony.Oni również mieli swe ,,papiery”.Przyprowadzili je ze sobą.Wszyscy byli mną zachwyceni.Posiadałam najmroczniejsze,najpiękniejsze malunki na swym ciele.Stałam nad nimi górą.

Rozdział 3.
Niestety,mój artysta wykorzystał każdy wolny skrawek mego ciała na tatuaż.Nie było już miejsca na żaden malunek.A gdy papier stanie się już bezużyteczny…spalamy go.Wiedziałam,co może mnie czekać.Każdej nocy zasypiałam z myślą,że już się nie obudzę.Jednak minęło kilka tygodni,a tu nic.Czyżby chciał mnie zachować na piątkę?To była tylko kwestia czasu.Pewnego dnia zabrał mnie na dach pewnego bardzo wysokiego budynku.Często tam bywaliśmy,widoki były przepiękne.Wiedziałam,że było mu ciężko.Nie miał za wiele pieniędzy,a zabić człowieka nie potrafił.Postanowiłam…że zwolnię go z tego ciężaru.Ustałam na krawędzi.I tak po prostu z uśmiechem…spadłam.Widziałam jego minę.Był przerażony,rzucił się ku mej pomocy.Nasze palce się tylko zetknęły,i poleciałam.Było mi go szkoda.Lecz nie mogło to trwać wiecznie.








                                                                                                                             …To wszystko mnie tak boleśnie zabijało..

sobota, 6 września 2014

     ,,Melodie duszy”

Prolog

W wieku 10 lat dostałam na urodziny od taty fortepian.Będąc jeszcze dzieckiem,na zauważałam piękna w muzyce.Szybko się to jednak zmieniło.

Rozdział 1.
Zawsze byłam cichym dzieckiem,przypominającym szarą myszkę.Nikt ze mną nie rozmawiał w szkole,zawsze odstawałam od grupy.Byłam zmuszona do szybszego dorastania.Mój punkt widzenia jako dziecka,bardzo się zmienił.Dostrzegałam rzeczy,które byli w stanie zobaczyć tylko dorośli.Być może dlatego nie byłam rozumiana.W drugiej klasie przykułam dużą uwagę do muzyki.Najdziwniejsze było to,że w wieku 8 lat słuchałam już rock’a i metalu.Zdałam sobie sprawę,że ma to jakieś znaczenie w mym życiu.Być może słuchałam takiej muzyki,by się jakoś wyżyć.W końcu człowiek mówiący najmniej,ma do powiedzenia najwięcej.Miałam ochotę krzyczeć.Niestety,nie mogłam nawet pozwolić sobie na takie rzeczy.Zawsze ktoś był w domu,a gdzie bym nie poszła,mieszkałam przecież w mieście.Tak więc krzyk innych ludzi,stał się dla mnie czymś pięknym.O dziwo polubiłam również muzykę klasyczną.To było naprawdę dziwne połączenie,nie ważne jakby na to nie patrzeć.Dźwięk zrodzony z fortepianu,pianina..był jak śpiew pobudzający wyobraźnię.Oczy szerzej się otwierały,jak i serce,i wspomnienia.Wszystko stawało w oczach,w zależności od melodii.Słuchałam tylko jednego rodzaju takich dźwięków,a były to-smutne.Nie dostrzegałam piękna w melodiach wesołych.Były dla mnie komiczne,a za razem żałosne,pozbawiona jakichkolwiek przekazów.Smutne melodie posiadają ukryty sens,jakiś ukryty przekaz.Autor umieszcza w tej muzyce swe odczucia.On po prostu bezgłośnie krzyczy.A ja…






                                                                       ..robię to razem z nim.

Rozdział 2.
Mój tata zauważył,że bardzo często słucham muzyki.Ona wypełniała każdą moją wolną chwilę.Tak więc mając 10 lat,dostałam fortepian.Był piękny.Pierwsze co zrobiłam-dotknęłam jego lśniących,wypolerowanych ścian.Drugim krokiem było ,,przejechanie” palcami po klawiszach.Na mej twarzy nie widniały żadne emocje,więc tato był zaniepokojony…czy spodobał się mi prezent?Oczywiście!Po chwili odwróciłam się z uśmiechem i podziękowałam prze-szczęśliwa!Tacie ulżyło.Niestety,po 5 minutach musiał iść do pracy.Mama była w szpitalu,tak więc sama świętowałam swe urodziny,grając cały dzień.

Rozdział 3.
Mój tata pomagał w domu dziecka.To była jakaś jego praca..sama właściwie zbytnio nie wiedziałam,na czym to polega.Pewnego dnia,tata nie wrócił sam do domu.Był z nim pewien chłopiec.Nie zwróciłam na to zbytniej uwagi,i kontynuowałam grę na fortepianie.Widać usłyszeli moją grę.Po chwili za swymi plecami usłyszałam ,,Piękna muzyka”.Nie znałam tego głosu.To był ten chłopiec.Po chwili do salonu wbiegł tata.Przedstawił mi gościa,i powiedział…ten chłopiec był niewidomy.Tato był bardzo zabiegany,i już musiał iść z ową osobą,jednak zaproponowałam,że może zostać,a później tata go obierze.Chłopiec widocznie był szczęśliwy,gdyż na jego twarzy pojawiło się zdziwienie,a zarazem uśmiech.Tata się zgodził,o poszedł mówiąc,bym uważała na gościa.
Spytałam się chłopca,czy zechciałby się nauczyć grać.Złapałam go za rękę i pomogłam usiąść.
-Jesteś bardzo ciepła.-powiedział uśmiechnięty.
-To dobrze czy źle?-spytałam z kpiną.
-Bardzo dobrze,jesteś dobrym człowiekiem!A ich…nie jest za dużo.
-Czemu uważasz,że jestem dobra?Dopiero co się poznaliśmy.-powiedziałam z namysłem.
-No bo…po Twoim głosie!
Heh,zaśmiałam się,po czym zaczęłam grać.Złapałam go za ręce,i nimi kierowałam.Był to naprawdę miły chłopiec.Miał bladą skórę,puszyste blond włosy,które się śmiesznie kręciły,i delikatne ruchy.Jak mały książę!Rozmawialiśmy o wszystkim w czasie gry.O tym co lubimy a czego,co chcielibyśmy spróbować,a czego uniknąć.Nie pamiętałam,kiedy ostatnio tak z kimś rozmawiałam.Bardzo się do siebie zbliżyliśmy.Więc poprosiłam tatę,by przywoził do mnie mego przyjaciela jak najczęściej.

Rozdział 4.
Zapisałam się na pewien konkurs,chodziło o grę na fortepianie.Miałam miesiąc na stworzenie własnej muzyki.Ćwiczyłam razem z moim przyjacielem,podtrzymywał mnie duchowo.Byłam taka szczęśliwa!Jednak wiedziałam,że w jego czułości i miłych słowach,musiał być jakiś haczyk…

Pewnego dnia trafiliśmy na ciężki temat.Inaczej mówiąc- zwierzanie.W pewnym momencie powiedział,że nie powinniśmy się zaprzyjaźniać.Spytałam się,czemu tak uważa?
.
.
.
-Jestem chory..


I wtedy me oczy szeroko się otwarły,a ja zrozumiałam,czym był ,,ten” haczyk.Jego brak wzroku nie był przypadkowy..dopadła go rzadka choroba.Odebrała mu wzrok,i będzie chciała zabrać mu więcej..








        ŻYCIE



Muszę się spieszyć.Muszę pokazać mu jeszcze więcej,muszę nauczyć go chwytać każdą chwilę!
-Nie martw się,będziemy z tym walczyć razem..dobrze?-powiedziałam z uśmiechem.
Spuścił głowę.Wiedziałam,że w środku płakał.Przytuliłam go do siebie,i nic nie mówiąc,zaczęłam grać jedną ręką,a drugą go przyciskałam do siebie.

Rozdział 5.
Nadszedł dzień konkursu.Byłam trochę podminowana,strach trzymał górą.I gdzie był tata?Spóźniał się z chłopcem.Po chwili zobaczył tatę biegnącego w moją stronę.Przeprosił mnie za to,że musiałam czekać.Lecz ja stałam osłupiała..Nie ma go.Nie ma z nim mojego przyjaciela..przyszedł sam!Spytałam się,gdzie jest chłopak,jednak wtedy..wiedziałam,że coś się stało.Twarz taty skamieniała.
-Chyba nie będzie w stanie przyjść..-powiedział ze spuszczoną głową.
Mój przyjaciel…







     ZMARŁ?
-Jeżeli chcesz,możesz w każdej chwili się wycofać,wiem że to dla Ciebie bardzo trudne..
-Nie!-przerwałam-Zrobię to!
Spokojnie weszłam na scenę,ukłoniłam się,i zasiadłam do fortepianu.Położyłam dłonie na klawiszach,lecz nie grałam.Były już słyszalne szmery ,,co się dzieje?”.I wtem,zaczęłam grać.Zaczęłam grać melodię,którą grałam z mym przyjacielem.Po policzkach spłynęły łzy.Wszystko stało mi przed oczami!To jak się uśmiechał,jak żartował,jak grał,jaki był ciepły…Wszystko widziałam powtórnie.Grałam i płakałam.Grałam i płakałam,grałam i płakałam,grałam i…wspominałam.Nie widziałam go zaledwie kilka godzin,a już za nim tęskniłam.Nie grałam wtedy by wygrać,lecz grałam..dla niego.Byłam pewna,że mnie słyszał,byłam pewna,że usłyszy!Całą twarz miałam zalaną łzami,nic nie widziałam.Wszystko było takie rozmazane,lecz grałam dalej.Grałam dla niego.
Grałam..









                                                                                                                                                                           …by wrócił.

piątek, 5 września 2014

                ****
Pewnej bezchmurnej nocy,podziwiałam gwiazdy przez otwarte okno.I wtem nie wiadomo skąd,ktoś powiedział,że jestem już martwa.

Rozdział 1.
Będąc jeszcze dzieckiem,uwielbiałam patrzeć w gwiazdy.Właściwie moim pierwszym marzeniem o karierze,było zostanie astronautą.W wieku 4-6 lat,widziałam pierwszego meteoru.Wtedy nie wiedziałam,co to było.Nie miało swego początku ani końca z ziemi,po prostu pojawiło się nie wiadomo skąd na niebie,jak iskra.Spytałam się mamy,co by to mogło być-jak zwykle odpowiedziała ,,Nie wiem” bezinteresownie.Dopiero w pierwszej gimnazjum zrozumiałam,że była to spadająca gwiazda.Dzisiaj nie mam pojęcia kim chciałabym być w przyszłości.Wszystko wydaje mi się być trudne,a za razem bez sensu i nudne.Policjant?Strażak?Wojskowy?Coś w rodzaju chronienia ludzi…Nie mam zielonego pojęcia.Czemu mówimy,że nie mamy ,,zielonego” pojęcia tak właściwie?Czemu nie mówimy ,,Nie mam niebieskiego pojęcia”?Bo nie pasuje?Czy może ktoś tak to po prostu wymyślił,jako ,,zielone”?Nie wiem-najgorsze słowa,jakie człowiek może wypowiedzieć.Nie wiedza jest strasznym,słabym punktem człowieka.
Zawsze kładąc się spać,rozmyślam,marzę.Jakby to było,gdyby ktoś mnie pokochał?Lubię patrzeć na osoby zakochane,jak chłopak przytula się do swej dziewczyny.Chociaż czuję się trochę nieswojo,wpatrując w taką dwójkę.Ale czemu?Może dlatego,że sama nie mam partnera?Nie wiem-znowu to nudne słowo.Co zrobić,by uzupełnić wiedzę?Działać!

Rozdział 2.
Moja szkoła jest do niczego.Nie ma tu żadnych ładnych chłopaków,no a przynajmniej nikt nie jest taki śmiały,a może właściwsze słowo ,,dojrzały”?Oni zawsze sobie żartują!W podstawówce zabierają dziewczynom kapcie,a w gimnazjum tak dziwnie się uśmiechają.Na prawdę ich nie rozumiem.A niby dziewczynę trudno zrozumieć.Jak się chce coś powiedzieć,to prosto i na temat,a nie obwijać w bawełnę!Gdyby dziewczyny pełniły rolę ,,wyznawania miłości” z pewnością świat byłby lepszy,a tak to lipa.Już one są odważniejsze!
Chciałabym być kochana.W klasie zawsze jestem na ostatnim miejscu.Nikt mnie tu nie rozumie..

Pewnej nocy idąc sobie ze sklepu,nie wiadomo skąd ni zowąd,pojawił się za mną jakiś koleś.Wybiegł chyba z lasu,czy coś w tym rodzaju.Złapał mnie za szyję.Myślałam że serce mi wyskoczy!Pierwsze co na myśli-morderca albo gwałciciel!Nie wiedziałam co robić,więc po prostu się nie ruszałam,nie pokazywałam żadnego nastroju na twarzy,jakbym nie była niczym zdziwiona,jakby nic się nie stało.
-Ładnie pachniesz-zaczął mnie wąchać po szyją.Jak jakiś wampir!Albo zboczeniec…no mniejsza z tym.
-I masz bardzo długie włosy..też ładnie pachną-uczepił się moich kosmyków.Nić nie mówiłam,czekając na kolejny jego ruch.Złapał mnie w pasie i przycisnął do siebie.
-Zachowujesz się jak jakiś zboczeniec-powiedziałam z ironicznym uśmiechem.Wyglądał na 17 lat,ale styl miał bardzo interesujący,ni to normalny człowiek,ni to rock’men(oczywiście chodzi mi o styl ubierania).
-Heh,jak na dziewczynę spacerującą sama w nocy,jesteś bardzo odważna-uśmiechnął się.
-A czego mam się bać?Kolesi takich jak ty wyskakujących z krzaków?Bardziej by mnie przerażał starszy mężczyzna z nożem…-odpowiedziałam spokojnie-A tak właściwie,czemu się do mnie przytuliłeś?Nie znasz mnie przecież.
-Pachniesz tak słodko,że nie mogłem się powstrzymać.
-Jakim cudem wyczułeś mój zapach,będąc kilka metrów za mną?
I wtem nagle mnie ugryzł!W szyję!Jak wampir!
-Eej!Co ty wyprawiasz?-krzyknęłam zezłoszczona.
-Ja chcę cię tylko schrupać-powiedział ze smutną miną.
Żeee cooo?!Ale muszę przyznać,wyglądał naprawdę słodko..
-Hej,wiesz że tak nie wolno robić?To naruszenie czyjejś prywatności.Nie możesz robić co ci się żywnie podoba mój drogi,trzeba szanować czyjeś zdanie.
-Naprawdę?-powiedział z uśmiechem,oblizując swoje..kły?!
I wtem nagle się obudziłam!To był tylko sen..Ehh,niby trochę mnie to przerażało,a drugiej strony chciałam się nie nudzić..W końcu w rzeczywistości nie znajdę żadnego wampira..Ehh!

Rozdział 3.
Godzina 9:23.Sala nr 28,szkoła.Byłam na lekcji matematyki.Pani kogoś wzięła do tablicy i zaczęła pytać.Nagle rozległ się straszny pisk i..buum!Za oknem coś wybuchło!Bomba?Wszyscy się przestraszyli,dziewczyny zaczęły piszczeć.Zerwaliśmy się z ławek przerażeni w stronę okna.W górze unosiły się myśliwce zrzucające ładunki.Woja?Skąd?Wtem jedna uderzyła w naszą stronę,i..
Się obudziłam.To był sen?Byłam pewna,że naprawdę byłam w szkole..Dwa sny w jednym?Nie rozumiałam tego.Cały czas wszystko mi się myliło,nie wiedział już,co było snem,a co rzeczywistością.Czułam że wariuję!Poszłam do kuchni czegoś się napić,i wtem na wejściu zamarłam.Zobaczyłam jakiegoś mężczyznę z nożem,a na podłodze leżały ciała mych rodziców.Stałam bez ruchu,myśląc że śnie.Facet rzucił się w mą stronę,i całe szczęście obudziłam się.To był rzeczywiście sen,lecz nadal wszystko wyglądało nie realnie.Otworzyłam okno,spojrzałam w gwiazdy trzymając się za głowę,co się dzieje?Po prostu wariowałam..
-Jesteś już martwa.-usłyszałam znajomy głos,to ten chłopak!Ten co mi się śnił!To tez musiał być sen,musiał!
Lecz wtedy…












                                                                                                                         Już się nie obudziłam.. 
                                  ,,Kwiat serca”.

Prolog

Każdy ma swój kwiat.Roślinkę,która kwitnie,lub po prostu więdnieje. Opiekujemy się nią,nie wiedząc o tym.Cóż to może być za kwiat?

Rozdział 1.
Każdy ma w swym sercu pewien kwiat.Nie jest on widoczny,a przynajmniej ludzie go nie widzą.Jest on odzwierciedleniem naszej duszy.Gdy się cieszymy,śmiejemy się,jesteśmy szczęśliwi-kwiat ten kwitnie,a jego barwa robi się coraz intensywniejsza.Jeżeli jesteśmy smutni,zdołowani,pozbawieni życia-kwiat ten więdnie,i staje się czarny jak smoła.Gaśnie.
A teraz spójrzmy na ludzi,którzy nas otaczają.Są bogaci i biedni,z domem lub bez,ale każdy ma swą roślinkę.Gdy ona umrze,człowiek również.A może na odwrót?W każdym razie,ja również miałam swą roślinkę.Nie wiem czy ona kwitła,czy może dawno zwiędła,ale na pewno wiem,że  nie byłam szczęśliwa.Miałam bardzo surowych rodziców,oraz wszyscy lubili moją nie właściwą stronę.Jako że rodzina wysoko się nosiła,ja również musiałam to robić.Wyglądać na dojrzałą dziewczynę,dobrze wychowaną,kulturalną,lecz tak naprawdę byłam rozwydrzoną,lubiącą zabawę świruską.Nie podobało mi się to,że muszę być kimś innym,i do tego wszyscy lubią tą osobę,którą nie jestem!
Mój chłopak był z równie zamożnej rodziny.Jego tata był dobrym przyjacielem dla mojego ojczyma.I tak to wszyło,że…jesteśmy parą,jakby z przymusu.Tata nalegał,bym z nim była,w końcu jest bogaty…Lecz mnie pieniądze nie obchodzą.Chciałabym się bawić,a przede wszystkim być sobą,nie jakąś opanowaną lalunią.

Rozdział 2.
Pewnego dnia,idąc z zakupów ,zauważyłam na ulicy biednego człowieka.Skulił się przy ścianie,wyglądał na śpiącego.Po chwili się poruszył,stulony spoglądał na ludzi.Oni szli szczęśliwi,nie patrzyli czy ktoś tu jest,czy go nie ma.Po prostu przejmowali się tylko sobą.I tu jest pytanie.Jak ten człowiek ma być szczęśliwy?Jak jego kwiat ma zakwitnąć?Ścisnęłam moją rękę mocniej,i wtem się zorientowałam,że mam przecież te zakupy!Postanowiłam mu je oddać.W reklamówkach była sama żywność,więc nie widziałam przeszkód.Trąciłam go lekko w kolano.Pokazałam mu zakupy,po czym mu je oddałam.Myślałam,że może coś go boli…dziwnie złapał reklamówki.To nie był ból…to było szczęście.Po jego policzkach spłynęły łzy,był tak strasznie szczęśliwy…po chwili wyjął bułkę z reklamówki,podzielił na dwie części,i jedną mi oddał.Nie byłam głodna,a jednak wzięłam ten kawałek.Wzięłam,by go uszczęśliwić.Aż w pewnym momencie zagryzając bułkę…po mej twarzy spłonęły łzy,nie mogłam powstrzymać płaczu.Zaczęliśmy się obje śmiać jak głupki płacząc.Ta bułka..wydawała mi się lepiej smakować..

Rozdział 3.
Pewnego dnia wiedziałam już,co mam robić.Człowiek,któremu wcześniej pomogłam,zawsze siedział w tym samym miejscu.I wszystko pokrywało się wspaniale z moim planem.    Postanowiłam nie brać komórki,zostawić ją w domu.Nie chciałam być cały dzień z nikim w kontakcie,zaplanowałam całodniową zabawę.Ubrałam się wygodnie,po swojemu.Wzięłam wszystkie oszczędności jakie miałam,zrobiłam ogromne zakupy!Oddałam ponownie biednemu człowiekowi.Miałam sporo oszczędności,więc załatwiłam mu dach nad głową.Taki malutki wynajem.Był prze-szczęśliwy,tak jak i ja!W końcu byłam sobą,i komuś pomogłam!Pobiegłam na pobliską łąkę.Biegałam i wrzeszczałam jak głupia!Byłam wolna!


Rozdział 4.
Pewnego dnia,szła pewna dziewczyna z kumplem w stronę mostku.Gdy wyszli zza zakrętu,zobaczyli na moście pewną dziewczynę.Dziewczyna ta stała przykucnięta na poręczy.Chcieli już krzyknąć ,,Uważaj!”,lecz nie zdążyli.Dziewczyna zeskoczyła z mostu jak super bohater,i zniknęła.Było słychać tylko plusk wody.Podbiegli szybko do barierki,lecz nic nie było widać.Po chwili ciało wypłynęło na wierzch.Szybko zadzwonili po pomoc.Dziewczyna zmarła.Popełniła samobójstwo.









I tak właśnie,zwiędł mój kwiatuszek..

,,Nauka za kratami"

Prolog

Szkoła nie posiada tylko plusów.Życie ucznia jest porównywalne do męczarni.Budynek ten jest podobny do więzienia,lecz bez krat.Młodzież wygląda zdrowo,lecz psychika jest zrujnowana.Jesteśmy dzisiejszymi ofiarami...

Rozdział 1.
Moje piekło zaczęło się na dobre w wieku 6 lat.Musiałam iść do zerówki.Dziecko jak dziecko,niczym się nie przejmuje,lecz nie w moim przypadku.Wszyscy świetnie się dogadywali,być może dla tego,że większość się znała.Ja byłam na poboczu,a gdy już byłam w centrum uwagi,jedyne co było kierowane w mą stronę,to złowrogie spojrzenia.Pewne dziewczyny się nade mną znęcały,jednak ja byłam twarda.Mówiłam to co myślałam,czyli całą prawdę jaką w sobie tłumiłam o złych ludziach.Mimo to,coś zajmowało zbyt wiele miejsca w mej głowie,a czegoś mi brakowało.Ma dusza się pomieszała.Gdy były miłe,ja również to odwzajemniałam,nawet gdy wiedziałam,że czegoś chcą.Zbyt wiele złości mnie wypełniało,więc chciałam choć trochę być dobra,przynajmniej miła..To nie było to.Nie ważne jakbym się nie starała,moja klasa mnie obgadywała i ze mnie kpiła.Jak na dzieci,byli na prawdę wrednymi.Cały rok minął mi jak odsiadka w pudle.Poza szkołą nic nie wyglądało inaczej.Każdy sąsiad,każda osoba,każde dziecko mnie ignorowało.Jedyne co pamiętam,to wieczne kłótnie i walki.Nic przyjemnego.Chciałam,by jak najszybciej się to skończyło.

Rozdział 2.

Będąc w pierwszej klasie,zauważyłam pewną rzecz,która mnie zasmuciła.Byłam jedyną dziewczyną z grupy z zerówki.Nie to,że tęskniłam za kimś,kto mnie obrażał i brał mnie za rywala.Chodziło o to,że nikogo nie znałam.Każdy był mi obcy.Niestety,już po kilku dniach nauki byłam w stanie stwierdzić- nie zaakceptowano mnie.Moje piekło zaczęło się powtarzać.I tak do gimnazjum.Przez ten czas bardzo się zmieniłam,a mimo to byłam nadal sama.Zaczęłam zsyłać każdemu radosne uśmiechy.



                        SZTUCZNOŚĆ





Starałam się być miła,i nie rzucać się w oczy.Nic nie pomogło.Musiałam się z tym pogodzić,i się pogodziłam..do póki nie zostało to zachwiane..

Rozdział 3.
Klasa,która miała z nami w-f,była w większości wypełniona dziewczynami.Kumplowałam się z nie dużą grupką.Pewnego dnia zauważyłam,że bardzo zbliżyłam się do dziewczyny z ich klasy.Zaczęłyśmy rozmawiać ze sobą przy każdej okazji,nawet gdy byłyśmy zajęte.Miała spore problemy z nauką,więc na każdej wolnej przerwie jej pomagałam.Doradzałam,jak czegoś się szybciej nauczyć,i o co chodzi w wielu rzeczach,zadaniach.Spotykałyśmy się dzień w dzień,mimo dużej ilości nauki.Pakowałam potrzebne zeszyty do torby i kroczyłam dużym krokiem w jej stronę.Zawsze po mnie wychodziła,uznałyśmy pewne miejsce za punkt,gdzie miałyśmy się stawić.Nie mogłyśmy po prostu bez siebie wytrzymać!I tak pomyślałam…czy to jest właśnie…



                         PRZYJAŹŃ?


Niestety,nawiązała ponowny kontakt ze starymi ,,kumplami”,a właściwie kumplem.Nie był on dobrym człowiekiem.I nie chodzi tu tylko o to,że palił,pił,ćpał i wszystko inne co możliwe.Po prostu źle się zachowywał.Ona była w nim zapatrzona,a on tylko ją wykorzystywał.Nie ważne,ile razy jej to mówiłam,ile razy chciałam przetrzeć jej oczy,ona była w niego zapatrzona!Zaślepiona!Było to do tego stopnia,aż zrobiła ze mnie tarczę ochronną.Gdy napisała mu coś,co go wkurzyło,zaczęła mu wmawiać,ŻE TO JA PISAŁAM.Bardzo się przez niego zmieniła,mimo tego,że się nie spotykali.Okłamywała mnie.



   STAŁA SIĘ FAŁSZYWA.


Uznałam,po co mi taka kumpela?Więc zerwałam z nią kontakt.Dopiero wtedy moje oczy się otworzyły do tego stopnia,że widziałam w niej same negatywy.Cały czas chodziła oburzona,nigdy się nie uśmiechała.Chociaż czasami śmiała się z byle czego jak idiotka…Nie była kulturalna,i nie miała za grosz wstydu.To chyba jednak nie była przyjaźń…



Rozdział 4.
Po pewnym czasie zauważyłam,jak niektóre me punkty wygasły.Nie przeszkadzało mi,że prawie na każdej lekcji siedziałam sama,że z nimi nie rozmawiałam na przerwach,że po prostu byłam sama.Ale…tu nie były tylko pozytywy…Zaczęłam się bać.Opanowało mnie przerażenie.Każda osoba,z którą kiedyś się trzymałam,stała się mym wrogiem.Nie chciałam,by stało się to ponownie.Nie chciałam nikomu zmącić głowy,nikogo zranić.Jednak w tym samym czasie raniłam samą siebie.Jak to możliwe?Jak to możliwe,że inni tak po prostu mają tak wielu przyjaciół?!A ja…ani jednego.Nawet trudno mi o dobrą koleżankę,o jakąkolwiek koleżankę.Zamknęłam się w sobie doszczętnie.
Nadszedł czas zmiany szkoły.Trzecia gimnazjum dobiegała końcu(na raszcie!).Poszłam do liceum.Z początku wszystko wydaje się takie ładne,proste,realne.Aż w końcu,zauważasz ludzi dookoła.




       LICZBA WROGÓW
       SIĘ ZWIĘKSZYŁA.


Wszyscy patrzyli na mnie tak złowrogim spojrzeniem!Wyśmiewali mnie,robili sobie ze mnie żarty.Dla nich to była zabawa,lecz nie wiedzieli,jak się czułam.Moje kolejne lata męki,moje piekło,moje dziesięcioletnie piekło..


                      ZACZĘŁO SIĘ POWTARZAĆ.


Wszystko stawało mi przed oczami.Bałam się!Tak strasznie się bałam!Mimo że pomogłam tak wielu osobom w swym życiu,nikt mi nie pomógł!Była sama!Totalnie sama!Drastyczne myśli zaczęły się nawracać ze zwiększoną siłą.,,Chcę umrzeć” brzmiało według mnie nie stosownie,więc myślałam,mówiłam-,,Chciałabym zniknąć,na wieki”.Codziennie cierpiałam,płakałam z bólu,jaki wypełniał mą głowę,me serce.Zaczęłam się ciąć.Kiedyś się od tego powstrzymywałam,mimo iż wydawało mi się to przyjemne.A teraz…było to naprawdę przyjemne!Choć na chwilę zapomniałam o bólu psychicznym,a skupiłam się na fizycznym.Nie tylko to nade mną zapanowało.Zaczęłam chudnąć w oczach.Można było pomyśleć,że mam bulimię.Jednak ja byłam chora tylko i wyłącznie psychicznie.Wykończyłam się.



Rozdział 5.
Pewnego dnia miało miejsce dziwne zjawisko.Znaleziono za szkołą ciało.Ludzie zauważyli,że na ostatnim szkolnym piętrze było otwarte okno.Wszyscy szybko pobiegli do sekretariatu zobaczyć taśmę z kamer.I co zobaczyli?Pewna dziewczyna,tak po prostu,w trakcie ósmej lekcji chodziła sobie po korytarzu.To nie był zwykły spacerek.Upewniała się,czy nikogo nie ma w pobliżu.Gdy już zorientowała się,że jest sama,tak po prostu-podeszła do parapetu,przesunęła delikatnie kwiatki na bok,otworzyła okno.Na oścież.I tak zwyczajnie,weszła na parapet,usiadła sobie na nim od strony zewnętrznej.Porozglądała się trochę,spojrzała w lewą stronę,potem w prawą.I tak po prostu,odepchnęła się rękoma,i…zniknęła.Odpokutowała na chodniku.








I tak właśnie zniknęłam na wieki.